W piątek wieczorem zaś wpadły do mnie koleżanki podziwiać nowy nabytek - szafę w przedpokoju (ufff, nareszcie trochę porządku...!). Poczęstowałam je kanapkami z pastami z fasoli i z tofu wędzonego, oraz z pasztetem z pestek słonecznika. I choć muszę przyznać, że nie pierwszy raz oswajam je z daniami wegańskimi, dziewczyny były pod dużym wrażeniem, że to takie dobre i w ogóle.
Tego samego wieczora dotarłam na imprezę urodzinową mojego przyjaciela. (strasznie pracowity wieczór miałam... ;-) Przyniosłam, w ramach prezentu dla sędziwego jubilata, pastę z fasoli i pasztet (pastę z tofu zostawiłam dla siebie i Młodszej) - z żoną jubilata podałyśmy to to na kromkach bułki. No i kolejny sukces! P. (kolejny przyjaciel - zatwardziały mięsożerca) stwierdził nawet, że może nagrać swoją pochwalną wypowiedź na kamerkę, żebym mogła ją umieścić na blogu lub FB. Oszczędziłam mu tego. I Wam też... ;-)
A zatem propaganda działa najlepiej, kiedy można ją przekazać w praktyczny i przyjemny (dla podniebienia) sposób - idea sprzeda się sama prędzej czy później :-)
Pisałam też niedawno, że mój pasztet z pestek słonecznika bardzo zasmakował Rodzicom. Dałam przepis Mamie i dziś przywiozła mi swoją wersję pasztetu - trochę bardziej selerowy i mniej pikantny (ja dodaję dużo pieprzu), ale i tak niezwykle smaczny. A wygląda tak:
No jestem z Mamy dumna...! I z Taty, bo to on jest najzagorzalszym koneserem moich eksperymentów kulinarnych i mobilizuje Mamę do podjęcia wyzwania. Jak na parę ludzi w "pewnym wieku" mają całkiem otwarte podejście do spraw dla mnie ważnych... :-)
A tutaj dzisiejszy obiad - włoskie spaghetti po chińsku. Młodsza zjadła z dokładką, a na kolację dojadła to, co zostało na patelni.
Potrzebne będą:
- kostka tofu naturalnego
- sos sojowy
- 1 łyżeczka czosnku granulowanego
- olej do smażenia
- 10cm kawałek pora
- puszka zielonego groszku (może być 1 mała cukinia w plasterkach, tudzież 1 papryka w paseczkach lub cokolwiek Wam wena podpowie...)
- 2/3 opakowania suchego makaronu spaghetti
- 1/2 łyżeczki słodkiej papryki
- 1/2 łyżeczki imbiru (jeśli surowy to kawałek 5cm)
- szczypta chili
- jeśli jest, to jakaś azjatycka przyprawa
- 1 płaska łyżeczka mąki ziemniaczanej
- 1/3 szkl chłodnej wody
- 1-2 łyżeczki octu ryżowego (albo inny naturalny, ryżowy jednak jest najdelikatniejszy)
- olej sezamowy (koniecznie! nadaje charakterystyczny posmak potrawom o charakterze azjatyckim)
- sezam
- posiekany szczypior
- ew. sól lub więcej sosu sojowego
Tofu pokroić w kostkę, polać sosem sojowym i posypać czosnkiem.
Makaron ugotować wg przepisu i odstawić.
Por pokroić w cieniutkie półplasterki i podsmażyć na patelni. Dodać groszek, a po chwili smażenia również tofu. Smażyć jeszcze chwilę cały czas mieszając.
Mąkę, ocet oraz przyprawy rozmieszać w wodzie i dodać do potrawy na patelni. Smażyć jeszcze max 5 minut kilka razy mieszając.
Potrawę podawać posypaną sezamem i szczypiorem .Skropić już na talerzu olejem sezamowym - lepiej go nie smażyć, gdyż traci swoje wartości odżywcze i wspaniały aromat.
Używam tej marki z racji znośnej ceny i przyzwoitej jakości - nabywam w markecie Real.
Poniżej samowolny rozkwit na parapecie w moim salonie - któż by uwierzył, że to połowa chłodnego listopada... :-)
Ostatnie nowinki prasowe:
...oraz telefon mojej starszej córy po niespodziewanym zetknięciu z posadzką...:
No, może jeszcze jakiś mjuzik na dobranoc:
Dobrej nocy zatem :-)
musze przejrzec twoj blog od deski do deski, bo ostatnio gloduje. ;> gratuluje nawracania haha ;))
OdpowiedzUsuńMiłej lektury
Usuńoraz miłego gotowania ;)
Gratuluję najbardziej agitacji ciastem! Nic tak nie przekonuje osób nieprzychylnych wegetarianom i weganom jak dobra wyżerka :)
OdpowiedzUsuńZgadza się! O ile pasty i pasztet smakują większości, to ciasto odpowiada absolutnie wszystkim ;-)
Usuń