sobota, 28 listopada 2015

Burger owsiany - najlepszy!

Mam masę książek kulinarnych - część leży przy łóżku i, jeśli nie zajmuję się akurat poważniejszą lekturą, przeglądam je sobie delektując się treścią przepisów.  Poniższy inspirowany jest właśnie opowieściami o skrobi i o jej zdrowotnych i klejących właściwościach, z książki "Zdrowie bez recepty". No bo przecież wiadomo, że resztka owsianki w garnku zamienia się w kit. Z kotletami/burgerami zawsze miałam jakiś kłopot - głównie z konsystencją właśnie. Te wyszły idealne! Po dodaniu wszystkich składników zaistniało naprawdę interesujące danie. 
Oraz efektowne ;)



Burgery owsiane:
-kubek płatków owsianych
-2 kubki wody (lub mleka roślinnego)
-1/2 kg pieczarek - startych na tarce o grubych oczkach
-1 spora cebula - pokrojona dość drobno
-1/2 kostki tofu - rozkruszone palcami dość drobno
-2 łyżki siemienia lnianego (u mnie złote)* - zmiksowane na proszek
-3 łyżki sezamu - zmiksowany na proszek
-1 łyżka octu winnego
-bułka tarta - do nadania konsystencji i do obtaczania
-sól i pieprz do smaku

Płatki zalać gorącym płynem i odstawić na kilkadziesiąt minut w celu rozklejenia i wystudzenia, lub zagotować i odstawić do wystudzenia. Przełożyć do naczynia w którym będą wyrabiane burgery, dodać resztę składników i wymieszać porządnie.
Masa jest dosyć klejąca, dlatego najwygodniej będzie nakładać porcję przewidzianą na jeden burger umoczoną w wodzie łyżką, przekładać do naczynia z bułką tartą, obsypać bułką całą porcję i dopiero wtedy formować właściwy kształt. Smażyć na oleju na średnim ogniu. Osuszać na papierowym ręczniku.

*Nigdy nie kupujcie mielonego siemienia - leżąc w paczce traci większość właściwości! Najlepiej zmiksować je tuż przed użyciem.


Znacie te amerykańskie hot-dogi z kiszoną kapustą? Zapragnęłam takiego właśnie zestawienia. W sensie: burger z bułką i gorącą, kiszoną kapustą.

Kapusta:
-1/2 kg kapusty kiszonej*
-1 spora cebula
-1/2 szklanki wrzątku
- olej do smażenia
- pieprz, ziele angielskie, liść laurowy

Usmażyć pokrojoną cebulę. Dodać pokrojoną kapustę, wymieszać, podsmażać chwilę. Następnie dodać wrzątek, przykryć i dusić 30-40 minut. Pilnować, żeby płyn nie wyparował zupełnie, bo danie się przypali - w razie potrzeby uzupełnić.

*Kapustę spróbowac przed użyciem, jeśli jest zbyt kwaśna dobrze byłoby ją wypłukać - zalać w naczyniu zimną wodą, wymieszać i odlać. Dalej postępować jak wyżej.

Burgery podałam w opiekanej bułce (jedna połówka posmarowana była keczupem, druga chrzanem) na posłaniu z kapusty. Do tego sos czosnkowy z sojonezu Surri (sojonez + czosnek granulowany), chyba jakiś pomidor i szczypior.




A to ładne, znalezione u Magdy.




piątek, 13 listopada 2015

Pieczarkowo-śmietanowy sos do makaronu

Szybki w przygotowaniu sos pieczarkowy z kwaśną śmietaną sojową, tofu, ciecierzycą oraz natką pietruszki.


Sos pieczarkowo-śmietanowy:
-1/2 kg pieczarek pokrojonych w półplasterki
-1 spora cebula pokrojona dość drobno
-2 kulki ziela angielskiego
-listek laurowy
-sól&pieprz
-ok 150 g wędzonego tofu pokrojonego w kostkę
-garść ugotowanej ciecierzycy
-1 śmietana sojowa
-pęczek natki pietruszki - posiekany

Cebulę usmażyć na oleju z dodatkiem przypraw, dodać pieczarki oraz tofu, przykryć i dusić ok 10 minut mieszając co jakiś czas. Na koniec wrzucić garść ciecierzycy i śmietanę - zamieszać i zagotować.
Natkę dodać po wyłączeniu płomienia.
Podawać z makaronem i sałatką.



Jemy.


 A tu wersja odsmażana z wyśmienitym sosem pomidorowym z bloga Wszystko jest w głowie.
Obok pomidory z sojonezem czosnkowym.

środa, 11 listopada 2015

Placki ziemniaczane - najprostsze

O plackach ziemniaczanych pisałam jakieś dwa lata temu. Pora odświeżyć temat.
Tak, wegańskie placki ziemniaczane to, poza obieraniem i ucieraniem, rzecz najprostsza na świecie. A jak się ma robot kuchenny z funkcją tarki, to już w ogóle... Przyznam się Wam, że pierwsza porcja zniknęła na ten tychmiast. Drugą ekspresowo przygotowałam podczas przerwy reklamowej w trakcie mojego ulubionego serialu ;)



 Placki ziemniaczane:
-5 większych ziemniaków
-płaska łyżeczka soli
-niepełna szklanka mąki

Obrane ziemniaki zetrzeć na dość drobnych oczkach tarki, posolić, wymieszać i odstawić na 5-10 minut, żeby puściły sok. Następnie dodać mąkę, znów wymieszać i po kolejnych kilku minutach (niech się mąka rozklei) smażyć na rozgrzanym oleju, na średnim płomieniu. Każdy placek osączać z tłuszczu na papierowym ręczniku.



Podałam z sosem czosnkowym oraz sałatką. Sos mógłby być mniej tłusty, na przykład czosnkowy ze słonecznika. Ale słonecznik "wyszedł" i nie wrócił. Jak wróci, to będzie.

Sos czosnkowy na bazie sojonezu:
(Zawsze posiłkuję się przepisem z bloga Surri)

Najpierw robimy sojonez:
-1 szklanka niesłodzonego, zimnego mleka sojowego (w grę wchodzi WYŁĄCZNIE niesłodzone mleko i WYŁĄCZNIE sojowe - najlepiej schłodzone)
-1 łyżka octu winnego (ryżowego itp)
-1 łyżka musztardy
-ok. 2 szklanki oleju
-sól i pieprz
-szczypta czosnku granulowanego
-łyżeczka syropu z agawy (tudzież spora szczypta cukru)

Do blendera wlać mleko, dodać musztardę, ocet, przyprawy, czosnek i  blendować. Po chwili powoli dolewać olej. Mój sojonez gęstnieje podczas wlewania drugiej szklanki oleju.

Sos czosnkowy:
- kubek sojonezu
- kopiasta łyżeczka czosnku granulowanego (można dodać "żywy" czosnek - dla mnie jest to zbyt intensywny smak)

Wymieszać sojonez z przyprawą. Odstawić na kilka (kilkanaście?) minut, żeby składniki się "przegryzły".

Sałatka z winegretem:

Sałatka:
-pół sałaty lodowej
-pół niedużej, czerwonej papryki
-pół pomidora
-garść oliwek pokrojonych w plasterki

Winegret:
-łyżka soku z cytryny
-łyżeczka musztardy
-łyżeczka syropu z agawy (można dodać szczyptę cukru, lub w ogóle pominąć)
-spora szczypta soli
-pieprz
-łyżeczka bazylii
-2-3 łyżki oleju

Wszystkie składniki sosu wlać do niedużego słoika i wymieszać potrząsając energicznie.
Odstawić do "przegryzienia".
Wymieszać z sałatką tuż przed podaniem na stół.

Fajnie smakują też posypane po prostu cukrem :)




środa, 4 listopada 2015

Pasta z zielonego groszku z miętą

Pasta z groszku należy do ekspresowych dań - idealnych do wykonania podczas porannego pośpiechu.
Miętę można z pewnością zastąpić innym ziołem, ale w moim ogrodzie rośnie jej mnóstwo, dlatego chętnie używam. Poza tym smakowo świetnie komponuje się z groszkiem :)


 Pasta z groszku:
-1 puszka groszku konserwowego
-1/2 szklanki sezamu uprażonego na suchej patelni na złoty kolor
-garść posiekanej mięty (+ trochę do ozdobienia)
-2 łyżki soku z cytryny
-1 łyżka oleju
-ok.1/3 szklanki zimnej wody (najlepiej schłodzić w zamrażalniku przez 10 minut)
-1/2 niedużej czerwonej lub czosnkowej cebuli drobniutko posiekanej
-sól i pieprz do smaku

Sezam zmiksować na piaseczek z dodatkiem soli, dodać groszek, miętę, sok z cytryny, olej i miksować na gładką masę. W trakcie miksowania dolać powoli wodę. Po wyłączeniu maszyny domieszać cebulkę.






niedziela, 18 października 2015

Curry z kalafiora z ryżem basmati

Curry to prosta i niedroga pochodząca z kuchni indyjskiej potrawa z użyciem warzyw i ryżu. Nazwa pochodzi od tamilskiego கறி kari, co dosłownie oznacza "sos". Przyrządzenie tej potrawy nie wymaga zbyt wiele czasu ani pieniędzy. Jedynym droższym składnikiem jest mleko kokosowe, bez którego nie wyobrażam sobie tego dania. Ale są wersje bez mleka. Pozostałe to przeważnie warzywa i strączki.
Lubię maksymalnie wykorzystywać lokalne produkty. W mojej wersji nie może też zabraknąć czosnku. A poza tym to już czym chata bogata - kukurydza i dynia, kalafior i papryka, szpinak, cebula, bakłażan czy cukinia. A może nawet ananas? Bataty?
Albo skromniejsza wersja, bo jak już naprawdę nic nie ma, to znajdzie się przecież kilka ziemniaków, marchewka i z jedno, nawet nieco przywiędłe jabłko.
No i białko, czyli tofu tudzież wszelkie ciecierzyce i soczewice. Zawsze coś tam się wyszpera z odmętów spiżarni - choćby fasolę czy zielony groszek z puszki.
Zdarzało mi się też przyrządzać curry z najtańszej, firmowej mrożonej mieszanki warzywnej na zupę. Naprawdę godne polecenia.
Zawsze dodaję do smaku sok z cytryny - z nim sos nabiera wyrazu.

Haczyk tkwi w przyprawach. Niekiedy w pośpiechu używam suche "Curry" którejkolwiek ogólnodostępnej marki. Można oczywiście dodać pastę curry lub gotowy sos. Najczęściej tworzę własną mieszankę, czyli masalę. Podsmażam więc na oleju po pół łyżeczki kurkumy, cynamonu, słodkiej papryki, imbiru, gorczycy, zmielonej kolendry, kozieradki i kuminu. I ewentualnie szczypta chili. Albo którąkolwiek z wyżej wymienionych przypraw. W przypadku tej potrawy krótkie podsmażenie przypraw na oleju jest kluczowym zadaniem - wydobywa to ich przebogaty aromat i nadaje potrawie niepowtarzalny charakter. Polecam dodać czarnuszkę - naprawdę niesamowicie podkręca smak. Można też sypnąć obficie czosnkiem granulowanym.
Do smażenia przeważnie używa się masła ghee lub zwykłego oleju. Ghee odpada z wiadomych powodów. Ostatnio jednak, za sprawą Macieja i Karoliny Szaciłło i ich książki "Karolina na detoksie", odkryłam zalety oleju kokosowego. Dzięki dodaniu tego tłuszczu potrawa zyskuje aksamitną konsystencję i miły podniebieniu smaczek. No i ponoć olej kokosowy sprzyja odchudzaniu, także tego... ;)



Curry:
-różyczki z połowy średniego kalafiora
-2-3 ząbki czosnku pokrojone w półplasterki
-1/2 średniego bakłażana pokrojonego w półplasterki (ze skórką)
-1/2 niedużej cukinii pokrojonej w półplasterki (ze skórką)
-1 marchewka pokrojona w półplasterki
-dojrzałe jabłko obrane i pokrojone w kosteczkę
-2 garście szpinaku
-ok 300 ml mleczka kokosowego
-4 łyżki ugotowanej ciecierzycy
-sok z cytryny
-czarnuszka do posypania

Masala:
Po pół łyżeczki:
-kurkumy
-czarnuszki
-imbiru
-cynamonu
Oraz utłuczone w moździerzu :
-kozieradka
-kolendra
-kumin

Na rozpuszczonej na patelni łyżce oleju podsmażyć przez minutę przyprawy stale mieszając. Dodać marchewkę, a gdy po 2-3 minutach dołożyć kalafior i znów często mieszać. Następnie czosnek, a po minucie bakłażan oraz cukinię. Posolić do smaku.  Na koniec dodać do warzyw jabłko, a po kilku minutach podsmażania i mieszania dolać mleczko kokosowe. Przykryć i dusić na niedużym płomieniu max.10 minut.
Po tym czasie doprawić sokiem z cytryny, dodać ciecierzycę oraz szpinak i już tylko raz zagotować. Ewentualnie doprawić solą. Posypać czarnuszką.
Podawać z ryżem basmati.

A gotowanie tego ryżu to naprawdę prosta sprawa.

Ryż basmati:
-kubek ryżu
-2 kubki wrzątku
-sól
-olej kokosowy (lub zwykły)

W garnku z grubszym dnem rozgrzać olej kokosowy, wsypać kubek ryżu i podgrzewać na średnim płomieniu często mieszając. Gdy około połowa ziarenek zmieni już kolor na bielszy, posolić i dodać dwa razy tyle wrzątku co ziaren (uwaga - bulgocze i pryska!). Nie mieszać!* Przykryć zostawiając minimalną szparkę i gotować aż cała woda zostanie wchłonięta przez ryż. Zajmuje to maksymalnie 10 minut. Po wyłączeniu płomienia zostawiam jeszcze na kolejne 5-10 minut pod pokrywką - niech dochodzi.

*Mieszanie niszczy kanaliki powietrza, które naturalnie wytwarzają się we wrzącym ryżu. Może to spowodować nierównomierne ugotowanie ziarenek lub przypalenie ich w garnku.

Poniżej curry przygotowane do pracy.


Ryż basmati przygotowany w powyższy sposób jest tak smaczny i aromatyczny, że nie można mu się oprzeć. Z dodatkiem jesiennego pomidora, szczypioru i szczypty czarnuszki z powodzeniem posłuży za przyzwoite i sycące śniadanie.


O, a tak przed moim oknem wschodzi październikowe słońce.



David Bowie - Absolute Beginners

poniedziałek, 12 października 2015

Gryczane gofry z karobem oraz sos gruszkowo-orzechowy z imbirem i cynamonem

Gofrownicę mam już prawie od roku, ale do tej pory nie mogłam trafić na właściwy przepis - wszystkie gofry wychodziły mi zakalcowato-kluchowate. Byłam zniechęcona, a gofrownica kurzyła się w kącie kuchni. Dopiero dziś natrafiłam na właściwą recepturę - wrzuciła ją w komentarzach jedna z członkiń fejsbukowej grupy Co jedzą polscy weganie. Zadziałało! :) Wafle może nie są zbyt wyrośnięte, ale za to elastyczne, chrupiące na brzegach i suche w środku.
Dokonałam pewnych modyfikacji - m.in. w oryginalnym przepisie jednym ze składników była guma guar, którą pominęłam, oraz kakao, które zamieniłam na karob. Smak i jakość gofrów nic na tym nie straciły.

(Edit: właśnie się okazało, że przepis pochodzi z bloga breakfast of dreams. Warto tam zaglądać :) )

Sos za to jest już autorskim przepisem. Inspiracją był oglądany kilka miesięcy temu program Ewy Wachowicz, oraz pokazywany tam przepis na sos wiśniowy do czegoś tam. Poniżej moja, gruszkowo-orzechowo-rozgrzewająco imbirowa wersja gęstego sosu do gofrów. Nie jest to danie ekspresowe, ale wykonanie go nie zajmuje tez zbyt wiele czasu. Można je przygotować wieczorem i podać następnego dnia - dodatek imbiru i cynamonu wspaniale rozgrzewa podczas październikowych, chłodnych poranków :)



Gofry (składniki na ok. 6 sztuk):
-80g mąki gryczanej
-kopiasta łyżka karobu
-1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
-1 łyżka posiekanych orzechów włoskich
-1 łyżka syropu z agawy (lub cukru)
-1 łyżeczka cukru waniliowego 
-150ml mleka sojowego
-1 łyżka oleju
-szczypta soli

Wymieszać suche składniki. Ciągle mieszając dolać mleko i olej. Odstawić na kilkanaście minut. W tym czasie dobrze rozgrzać gofrownicę i piec ok. 5-7 minut każdą porcje ciasta. W przepisie jest odana najwyższa mc grzania, ale ja użyłam pośrednia i też wyszły dobrze. 


Sos gruszkowo-orzechowy z imbirem i cynamonem:
-2 średnie, twarde gruszki
-1 dojrzały banan
-odrobinka soli
-1 łyżeczka oleju
-skórka otarta z pomarańczy (bez białej części!)
-łyżka soku z cytryny
-sok z jednej dużej pomarańczy + ok 5 łyżek wody
-sok wyciśnięty z 1-1,5 cm kawałka korzenia imbiru (korzeń nie obierać, utrzeć na talerzu na drobnej tarce     imbirowe wiórki wyciskać w palcach albo na sitku. Można zastąpić dużą szczyptą imbiru w proszku ;) )
-spora szczypta cynamonu
-1 łyżeczka mąki ziemniaczanej (z górką)
-ok 1 łyżki syropu z agawy
-1 łyżeczka cukru waniliowego
-garść posiekanych orzechów włoskich
-ew. woda do rozcieńczania
-pestki granatu i siekane orzechy do przybrania

Gruszki obrać, pozbawić gniazd nasiennych i pokroić na podłużne cząstki (wielokrotność ćwiartek). Skropić sokiem z cytryny i wrzucić do rondelka na rozgrzany olej. Dodac sól i kilka minut smażyć często mieszając.
Następnie dodać pokrojony w ćwierć plasterki banan oraz cynamon, sok z imbiru, posiekane orzechy*, skórkę pomarańczową i syrop z agawy, i dalej dusić mieszając często.
Jeśli masa jest zbyt gęsta dokapnąć odrobinę wrzątku - owoce nie powinny pływac w wodzie, ale nie powinny się też przypalać - ot, odrobina płynu na dnie, która wesoło parkocze na ogniu.

Mąkę rozmieszać w soku pomarańczowym z wodą i zagotować. Płyn powinien mieć konsystencję niezbyt gęstego kisielu. Warto pomieszać od czasu do czasu ;)

Do kisielu dodać uduszone gruszki i gotować na małym płomieniu jeszcze kilka minut, żeby smaki się połączyły.

Sos nieco przestudzić. Podawać z goframi posypany pestkami granatu i orzechami.

*Do siekania orzechów warto zaopatrzyć się w specjalne urządzenie widoczne na zdjęciu poniżej - w internecie występuje pod nazwą "Siekacz do cebuli"







Chciałbym umrzeć z miłości - Myslovitz

niedziela, 11 października 2015

Bakłażany faszerowane pastą z orzechów

Niekiedy lubię postać dłużej przy kuchennym blacie przygotowując bardziej wyszukane dania. Parę tygodni temu natknęłam się na przepis Jadłonomii na gruzińskie bakłażany. Powzięłam mocne postanowienie wykonania go (zdjęcie było niezwykle kuszące), z braku czasu jednak odkładałam tę czynność. Linkiem do przepisu podzieliłam się na swoim prywatnym profilu i czekałam na wolną chwilę. W końcu jednak Emi zmobilizowała mnie (Mamo, zrób na obiad te bakłażany z fejsbuka...). Dziecko prosi, matka gotuje. Sprawdziłam zatem stan spiżarni, uzupełniłam zapasy o kozieradkę, orzechy włoskie i zieloną kolendrę, i przystąpiłam do działania. Rezultat jest naprawdę wielce pozytywny - zarówno wizualnie jak i smakowo.
Danie wygląda raczej na przystawkę niż na danie obiadowe, ale obecność orzechów sprawia, że już zjedzenie 3-4 roladek daje uczucie sytości.
Wykonanie zajęło mi nieco więcej czasu, bo oprócz nadzienia z orzechów włoskich, wykonałam też tańszą wersję - pastę ze słonecznika oraz sezamu. Jednak oryginalnego smaku nie da się podrobić, dlatego polecam pozostać przy wersji orzechowej.
I jeszcze jedno: bakłażany chłoną bardzo dużo tłuszczu podczas smażenia - lepiej jest użyć patelnię grillową lub, skropione odrobiną oleju, podpiec oberżynowe plastry w piekarniku - autorka przepisu poleca piec w temp. 175 stopni przez około 8 - 10 minut. .


Przepis w zasadzie jest wierną kopią tego, który znalazłam na blogu Jadłonomia - udostępniam prawie niezmieniony - chcę się pochwalić ;)
Moja modyfikacja to dodatek soku z cytryny, który ciekawie podkręca smak pasty.

Faszerowane bakłażany:
-1 duży bakłażan
-pestki granatu
-olej do smażenia
-sól
Pasta:
-1 kubek orzechów włoskich
-1/4 kubka wody
-2 ząbki czosnku
-1-2 łyżki soku z cytryny
-garść świeżej kolendry razem z łodyżkami
-1/2 łyżeczki mielonych ziaren kolendry
-1/2 łyżeczki mielonej kozieradki
-1/4 łyżeczki chili
-sól i czarny pieprz


Bakłażana przekroić wzdłuż na pół. Położyć na blacie przecięciem do dołu i przy pomocy ostrego noża pokroić wzdłuż na plastry grubości około 2-3 mm - tak ułożony łatwiej się tnie (Eli: faktycznie, ta metoda sprawdza się - polecam!).
Pokrojone, rozłożone na blacie i posolone plastry zostawić na 2 - 3 minuty, a następnie osuszyć papierowym ręcznikiem.
Bakłażany obsmażać na niewielkiej ilości oleju na sporej patelni ok. 1- 2 minuty z każdej strony. Odsączać na papierowym ręczniku.
W międzyczasie w naczyniu blendera zmiksować orzechy na drobny piasek z dodatkiem czosnku, świeżej, pokrojonej kolendry, przypraw i szczyptą soli. Dodać wodę i krótko miksować na małych obrotach, stopniowo je zwiększając, aż do uzyskania grudkowatego, aksamitnego kremu. Na koniec ewentualnie doprawić do smaku pieprzem i solą.
Na ostudzone plastry bakłażana nakładać łyżeczką pastę orzechową, lekko rozsmarowywać i zawijać w rulonik. Ułożone na talerzu ruloniki posypać pestkami z granatu i listkami kolendry.

Orzechowe nadzienie sprawdza się też doskonale jako dodatek do pieczywa - ja pozostałą w naczyniu pastę wyjadałam kromkami pieczywa opieczonymi w tosterze.






Poranny Kiciuś




It's up to us
To keep afloat


środa, 7 października 2015

Słonecznikowa pasta z suszonymi pomidorami i koperkiem

W ostatnim poście podczas przygotowywania sosu do placków, odłożyłam nieco masy słonecznikowej. Dziś użyłam ją do przyrządzenia ekspresowej pasty do kanapek.
Podałam na grzankach z bułki z dodatkiem oliwek, które Emi przywiozła z wakacji we Włoszech. 
I wiecie co ? Kto nie jadł oliwek z włoskiego bazarku, nie wie co to oliwki...



Pasta:
-kubek zblendowanego słonecznika
-2-3 suszone pomidory w oleju*
-łyżka siekanego koperku
-sól, pieprz, sok z cytryny

Zblendować słonecznik, pomidory, sól, pieprz oraz sok z cytryny. Dodać koperek. Wymieszać. 
Pasta dobrze smakuje na opiekanych kawałkach pieczywa.

*Jeśli nie dodacie pomidorów, dodajcie jednak z łyżkę dobrego oleju - podnosi smak pasty.


Październikowy Pablopavo <3


poniedziałek, 5 października 2015

Placki z owsianki oraz cebulowy sos ze słonecznika

Wiecie jak to jest - poranne gotowanie owsianki wiąże się często z pośpiechem. Odmierzanie odpowiedniej ilości wody i płatków bywa niekiedy zadaniem co najmniej trudnym. Zatem sypie się te płatki ze słoja i dosypuje, bo tak jakoś mało w rondelku. Potem chlust wody. I jeszcze jeden chlust wrzątku, bo podczas gotowania robi się kit. Na koniec wychodzi na to, że owsianki starczyłoby dla rodziny oraz wszystkich krewnych i znajomych Królika.
Część, po dodaniu owoców czy/i ziaren należy zjeść, oraz nakarmić rodzinę przed wyjściem z domu. Pozostały owsiany kit warto przerobić na kotleto-placki. Podczas smażenia jest chwila na zrobienie sosu, na który przepis pochodzi z wiekowej (i sfatygowanej od częstego używania...) książki "Naturalna kuchnia wegetariańska".
Danie to może nie porywa wyglądem, ale okazuje się być niezwykle smaczne i sycące.
No i całkiem zdrowe.*



 Placki:

-3-4 łyżki owsianki**
-1 łyżka płatków jaglanych (można pominąć)
-2-3 łyżki mąki gryczanej
-woda  do nadania konsystencji
-chlust oleju (pewnie łyżka, lub dwie - niezbędny, gdyż nie dodaję tłuszczu do smażenia)
-sos sojowy/sól, pieprz, pieprz ziołowy

Połączyć wszystkie składniki w naczyniu i wymieszać widelcem rozgniatając owsiankowe grudki.
Odstawić do wchłonięcia płynu.

Prażyć do lekkiego zrumienienia na teflonowej patelni bez użycia oleju, który dodany został przecież do  masy plackowej. Do smażenia użyłam podkładkę zapobiegającą przypaleniu - przed wyłożeniem placków na patelnię należy porządnie rozgrzać, później jednak płomień może być minimalny. Placki smażyć z dwóch stron - pierwszą pod przykryciem, drugą bez.

W międzyczasie zrobić sos.

Cebulowy sos ze słonecznika:
-3/4 szkl. ziaren słonecznika ugotować w wodzie (namoczcie na noc jeśli macie czas)
-1/3 szkl. sezamu
-2 cebule***
-1 łyżka mąki ziemniaczanej (u mnie z braku laku pszenna)
-sos sojowy/sól (maggi? jeśli ktoś używa), pieprz, pieprz ziołowy, czosnek granulowany
-ocet ryżowy/sok z cytryny do smaku (bez tego sos jest trochę mdły)
-woda

Pokrojoną  w dłuższe paseczki cebulę wrzucić na rozgrzany na patelni olej, porządnie posolić, zmniejszyć płomień i rumienić powoli kontrolując od czasu do czasu stan zbrązowienia.

Słonecznik ugotować w wodzie (max 15 minut), odsączyć, przepłukać i wrzucić do naczynia, w którym będzie miksowany. Dodać pozostałe składniki i blendować do uzyskania gładkiej, niezbyt gęstej masy. Całość przelać do skwierczącej na patelni cebulki (przedtem łyżkę cebuli odłożyć na talerz - przyda się do ozdobienia), wymieszać i doprowadzić do wrzenia stale mieszając. Jeśli sos staje się zbyt gęsty, dodać nieco wrzątku.

Podawać z plackami i sałatką (tu rukola oraz sałatka z czerwonej kapusty z Lidla), ozdabiając zrumienioną cebulką i prażonym sezamem.



* Przeciwników smażonej na oleju cebulki uprasza się o niedodawanie jej do sosu.
** Ja zwykle gotuję płatki w wodzie - dodatki smakowe uzupełniam w miseczce. Jeśli jednak macie nadmiar owsianki z dodatkami na słodko, zróbcie placki podawane np. z dżemem i śmietanką z nerkowców.
*** W oryginalnym przepisie oprócz cebuli składnikiem sosu są również grzyby.



moje koty





Florence







czwartek, 1 października 2015

Twarożek ze szczypiorem i cebulką

Twarożek, comfort food, smak z dzieciństwa - nazwijcie jak chcecie. Zapragnęłam, wykonałam, wyszło - smakuje genialnie. Ze słonecznika rzecz jasna. Jest dużo tańszy niż ten z migdałów czy nerkowców - w moim sklepie kilogram ziaren kosztuje 5,90 zł.



Potrzebne będą:
-szklanka ziaren słonecznika
-cebulka
-szczypior 
-woda dla nadania konsystencji
-1-2 łyżki oleju (można pominąć - ja lubię)
-sok z cytryny
 -ew. kropla syropu z agawy (lub innego słodziwa)
-sól, pieprz

Słonecznik namoczyć w ciepłej wodzie (najlepiej na noc - ew. ugotować i wystudzić - będzie szybciej ;) ) Ziarno odsączyć, przełożyć do naczynia, dodać olej, sól, sok z cytryny, wodę (niezbyt wiele, lepiej później rozrzedzić niż przesadzić z płynem) i zblendować porządnie. Na koniec dodać pociętą drobniutko cebulkę, nieco grubiej pocięty szczypior, ew. syrop z agawy i pieprz. Wymieszać łyżką.
Podawać schłodzony.




Twarożek jadłam z widokiem na taki widok ;)








Wczoraj był dzień chłopaka, czyż  nie...? :)






niedziela, 19 kwietnia 2015

Jaglanica

Jeśli zabrakło Wam tofu do porannej tofucznicy, przeszukajcie spiżarnię - z pewnością w na dnie jakiegoś słoika znajdzie się odrobina kaszy jaglanej do przygotowania dzisiejszego śniadania. Jaglanica to danie bardzo aromatyczne, konkretne i nie tylko poranne - ja zabrałam też porcję do pracy i zjadłam z surówką na obiad. Prawdę mówiąc przygotowałam jej zbyt wiele, bo okazuje się, że już niewielką porcją można się porządnie najeść.
Wspierałam się przepisem Wegan Nerd, ale zawartość mojej spiżarni spowodowała konieczne modyfikacje... ;)




Jaglanica:
-2 cebule
-2 ząbki czosnku
-1 łyżka drożdży ("żywych", z kostki)
-4 plastry suszonych pomidorów z zalewy
-1/2 szkl. suchej kaszy jaglanej
-1 szkl. gorącego mleka (u mnie sojowe zmieszane z owsianym)
-ok. 1/2 szkl. wrzątku*
-spora szczypta soli Kala Namak
-szczypta kurkumy
-szczypta cukru
-sól, pieprz
-2 łyżki farszu do pasztecików ("czyścimy lodówkę" ;)
-1 łyżka kaparów*
-zielenina do posypania - u mnie szczypiorek i mniszek z ogródka

Pokrojoną cebulę zeszklić na oleju (z solą), dodać czosnek i pomidory, a po minucie drożdże. Chwilę smażyć mieszając. Dodać przepłukaną wrzątkiem kaszę, kapary, pasztecikowy farsz, kurkumę, cukier, sól oraz sól Kala Namak, zalać gorącym mlekiem, uzupełnić wrzątkiem, przykryć i gotować na małym ogniu aż płyn się wchłonie się niemal całkowicie. Jeśli zostawicie w garnku chwilę dłużej po wyłączeniu płomienia, kasza wchłonie cały płyn.
Dodać pieprz i wymieszać.
Posypać zieleniną, szczypiorkiem i mniszkiem z ogródka na ten przykład. Podawać z sałatkami.




*Wrzątek służy do uzupełnienia ilości płynu - można go zastąpić mlekiem, rzecz jasna. Gotując kaszę jaglaną zalewam ja wodą/mlekiem mniej więcej "na dwa palce" powyżej poziomu ziaren. Jeśli chcecie kaszę bardziej rozgotowaną i kleistą, dodajcie więcej płynu.
*Kapary można zastąpić np. zielonymi oliwkami.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Paszteciki z ciasta francuskiego

Tydzień Weganizmu trwa. Po niedzielnym pokazie gotowania zostało mi sporo cebuli i soczewicy, oraz trochę pieczarek. Szkoda było to zmarnować. W lodówce łypały na mnie dwa opakowania ciasta francuskiego. Tyle dobra...! Paszteciki okazały się idealnym rozwiązaniem.




Paszteciki:
-1/2 kg cebuli (dodałam też jedną czerwoną )
-4 ząbki czosnku
-1-2 łyżeczki drożdży w kostce
-1/2 kg pieczarek
-kubek ugotowanej zielonej soczewicy
-sól, pieprz, czosnek granulowany
-ok. 1 łyżka octu balsamicznego

Dodatkowo:
-2 opakowania ciasta francuskiego (czytajcie skład - większość to ciasta wegańskie)
-łyżka siemienia lnianego
-5-6 łyżek wrzątku
-sezam i mak do posypania


Cebulę pokroić i zrumienić wraz z solą na rozgrzanym oleju. Dorzucić utarte na dużych oczkach pieczarki, a gdy się usmażą, pokrojony w półplasterki czosnek. Po minucie smażenia dodać drożdże. Smażyć kilka chwil stale mieszając. Na koniec wsypać ugotowaną soczewicę, wymieszać i podsmażać przez kilka minut. Na koniec wlać ocet - jest to, obok drożdży, kolejny magiczny składnik - potrawa nie stanie się kwaśna, a jedynie jej smak nabierze wyrazu.
Po wystudzeniu nakładać na pokrojone w kwadraty ciasto, zawijać w trójkąty lub prostokąty. Brzegi dociskać np. widelcem.


Siemię lniane zalać na kilka minut wrzątkiem. W tak powstałej zawiesinie maczać pędzel i smarować paszteciki (jeśli trafią się ziarenka siemienia, to nawet lepiej ;) i posypywać sezamem lub makiem.
Piec w temperaturze 200 st. C (używałam termoobieg - bez niego temperatura może być o ok 20 stopni wyższa) ok. 15-20 minut (z wyczuciem!)



Zajadałam je jako przekąskę lub dodatek do zupy:



Zupa:
-2 cebule
-2-3 ząbki czosnku
-1 płaska łyżeczka mielonego kminu rzymskiego
-1 płaska łyżeczka kminu rzymskiego w ziarenkach
-sól, pieprz, czosnek granulowany
-szczypta ostrej papryki (ja dodałam zbyt dużą szczyptę nawet jak na moje możliwości... ;)
-kubek ugotowanej ciecierzycy (smaczniejsza niż z puszki - ta też została po niedzielnym pokazie)

Cebulę pokroić i zrumienić posoloną na oleju, dodać czosnek i kmin rzymski, a po minucie smażenia dodać pomidory, sól do smaku i pieprz. Gotować ok. 15 minut. Ostudzić nieco i zmiksować na gładką masę, dodać ciecierzycę i raz jeszcze zagotować.
Podawać z kolendrą i pasztecikami lub grzankami z pieczywa.


Zamyślona Lucy

Lucyna jest ze Schroniska na Paluchu. Adoptowaliśmy ją 6 lat temu - przychodziliśmy Na Paluch kilka razy, ale bezdomniaków jest tak straszna ilość, że naprawdę nie wiadomo było którego zabrać do domu - najlepiej wszystkie! Dzięki uprzejmości i zaangażowaniu wolontariuszy, którzy opiekują się, wyprowadzają na spacer i socjalizują, a przede wszystkim znają sowich podopiecznych, udało nam się spotkać właśnie ją.
Jeśli chcesz wziąć udział w tej ze wszech miar godnej pochwały inicjatywie i zostać wolontariuszem, wszelkie informacje znajdziesz na stronie schroniska w zakładce "Wolontariat", lub przyłącz się do wydarzenia na Facebooku.


Poranna drzemka moich kotów


I moja kuchnia skąpana w porannym słońcu 


AC/DC - Rock or Bust - świetny kawałek <3
I panowie niesamowici - chciałabym mieć tyle energii, gdy będę w ich wieku... ;)







poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Trzy sosy do makaronu i pokaz roślinnego gotowania na mieście.

W ostatnią sobotę zaczął się kolejny już Tydzień Weganizmu. Imprezy związane z tym wydarzeniem odbywają się w całym kraju. Wczoraj, drugiego dnia tej wspaniałej inicjatywy, dzięki uprzejmości i zachęcie Stowarzyszenia Empatia, miałam przyjemność prowadzić w Warszawie pokaz wegańskiego gotowania. Mimo iż na mieście odbywało się kilka imprez o podobnej tematyce, publiczność dopisała. Miło było Was wszystkich gościć i karmić :)
Poza udziałem parę lat temu w konkursie gotowania, w zasadzie nie prezentowałam swoich potraw publicznie i (o Zeusie...!) nie przyrządzałam ich nigdy na żywo. Przeważnie pichcę sobie w zaciszu mojej kuchni mocno skupiona na tym tym co robię. Nic mnie nie rozprasza, a głośny rock z radia tylko pomaga mojej kulinarnej wenie. Wczorajsza okazja kosztowała mnie trochę nerwów, bo to i ilości większe niż zwykle, i obawa czy to w ogóle będzie smaczne... Ale podobno wyszło całkiem nieźle, a sosy które przygotowałam cieszyły się uznaniem przybyłych gości. Nawet ten pomidorowy, do którego miałam największe obiekcje (nijak nie mogłam go dosmaczyć...). Ale wielu chwaliło, a niektórzy wracali po dokładkę tylko tego sosu, więc chyba nie było tak źle jak sądziłam... ;)
Na początku, równolegle z moim gotowaniem, Katarzyna Biernacka z Empatii prowadziła prezentację akcji Weganizm.Spróbujesz? skupiającej już setkę polskich, kulinarnych blogów o tematyce wegańskiej. Na Facebooku akcji praktycznie codziennie zamieszczanych jest kilka najciekawszych przepisów z blogów znajdujących się na tej zaszczytnej liście. Znajduje się tam również niniejszy blog :)

autor zdjęcia: Michał Wysocki Stowarzyszenie Empatia


Tutaj RDC i słów kilka o TW i Weganizm.Spróbujesz?, oraz mała relacja z wczorajszego pokazu i moich kilka słów na temat.

Sosy były trzy. Na pierwszym planie jest wspomniany już wcześniej pomidorowy w stylu włoskim z zieloną soczewicą, oliwkami i bazylią. Dalej nowy smak - sos serowy z zieloną kolendrą - a magiczny składniki to najzwyklejsze drożdże. Na końcu mój ulubiony szpinakowy z suszonymi pomidorami, ciecierzycą i gęstą śmietaną ze słonecznika.

Wystarczyło dla wszystkich - zdjęcie z pola walki ;)
autor zdjęcia: Michał Wysocki Stowarzyszenie Empatia
1.
Włoski sos pomidorowy:
-2 duże cebule
-2-3 ząbki czosnku
-ok. 1/2 kg pieczarek
-1/2 szklanki zielonych oliwek
-2 puszki pomidorów krojonych (w sezonie użyjcie "prawdziwe" pomidory, sparzone i obrane ze skórki) - wczoraj użyłam passatę pomidorową - smak nieco bardziej intensywny, mi nie do końca pasuje, ale Wam smakowało ;)
-ok. 1 szklanka ugotowanej zielonej soczewicy
-sól, pieprz, oregano, czosnek granulowany
-1 łyżeczka octu balsamicznego (lub soku z cytryny)
-1-2 łyżeczki cukru (dla złamania kwaśnych smaków)
-1 płaska łyżeczka musztardy
-zielone liście bazylii
-woda do nadania konsystencji

Na oleju zrumienić pokrojoną drobno cebulę - cebulę solę w trakcie smażenia - sól wyciąga wilgoć i pozwala cebuli szybciej się zrumienić. Na chwilę dodać pokrojony czosnek (wolę kroić niż przeciskać przez praskę), następnie oregano. Po 1-2 minutach dodać pokrojone pieczarki* - smażyć kilka minut mieszając od czasu do czasu. Dodać pomidory i  ewentualnie sól. Gotować kilka (kilkanaście?) minut - tak z wyczuciem. Potem już tylko oliwki*, ocet i czosnek granulowany do smaku. Po 5 minutach dosmaczyć musztardą i ewentualnie cukrem. Dodać pokrojoną bazylię.
Podawać z makaronem.

*Może też być pokrojony strąk (lub jedynie jego część) papryki - jako dodatek lub zamiast pieczarek.
**Do tego sosu pasują też czarne oliwki. Można również dodać np. kukurydzę - z oliwkami, lub zamiast. Najlepiej jednak nie rezygnować z oliwek ;)


2.
Sos serowy z zieloną kolendrą:
-2 duże cebule
-2-3 ząbki czosnku
-spora szczypta gałki muszkatołowej
-1-2 łyżeczki drożdży (takich zwykłych, w kostce - polecam Drożdże Babuni)
-1 nieduży kalafior
-sól, pieprz, czosnek granulowany
-mleko roślinne o delikatnym smaku (np.owsiane lub domowej roboty ekspresowe słonecznikowe)
-1 łyżka soku z cytryny
-ziele kolendry

Cebulę i czosnek traktujemy tak jak w poprzednim przepisie dodając jednak gałkę do smażenia cebuli. Dodać drożdże i smażyć kolejne kilka minut mieszając często. Dodać pokrojony kalafior - ja wrzucam same różyczki, bez głąba i głąbików, posolić, dodać pieprz i smażyć kilka chwil nadal często mieszając, bo przywiera. Mleka dodać tyle, żeby prawie przykryło zawartość garnka. Całość doprowadzić do wrzenia i gotować, aż kalafior będzie zupełnie miękki - pewnie jakieś 20-30 minut.
Zestawić z ognia, dodać sok z cytryny i zmiksować - najlepiej mikserem typu 'żyrafa'. Jeśli trzeba dosmaczyć solą, pieprzem, sokiem z cytryny lub, ewentualnie drożdżami*.
Dodać pokrojoną kolendrę.
Podawać z makaronem

*Drożdże, żeby nie wpływały źle na układ pokarmowy, po każdym dodaniu ich do potrawy należy je koniecznie potraktować wysoką temperaturą. Na początku i tak są dodawane do smażenia cebuli, więc temperatura działa jakby z automatu. Później, jeśli trzeba je dodać po zmiksowaniu zupy, należy ją ponownie zagotować.


3.
Sos szpinakowy z ciecierzycą i śmietaną słonecznikową:
-2 duże cebule
-2-3 ząbki czosnku
-kilka suszonych pomidorów z zalewy (najlepiej z zalewy takiej z oliwy i octu winnego)
-opakowanie mrożonego szpinaku
-1/2 szklanki wrzątku (mniej więcej)
-1 szklanka ugotowanej ciecierzycy (może być z puszki rzecz jasna, ale ja wolę ugotować - wydaje mi się smaczniejsza)
-1 szklanka śmietany słonecznikowej
-sok z cytryny (do smaku)
-sól, pieprz

Cebulę i czosnek tak jak w pierwszym przepisie. Po minucie smażenia czosnku dodać pokrojone pomidory, a po chwili szpinak*, sól, dodać nieco wrzątku, przykryć, doprowadzić do wrzenia i gotować ok. 10-15 minut. Dodać śmietanę, ciecierzycę, sok z cytryny, pieprz i zagotować jeszcze raz. Pozwolić daniu parkotać jeszcze ze dwie minutki.
Podawać z makaronem.

*Szpinak dobrze wyjąć z zamrażalnika z godzinę wcześniej.



Podczas pokazu trochę to trwało, bo to i ilości większe,i ja często rozmawiałam z publicznością lub prowadzącymi. Ale w domu przy mniejszych ilościach składników dania te są naprawdę szybkie w przygotowaniu. W trakcie gotowania goście pokazu zadawali masę pytań, na które starałam się udzielać w miarę wyczerpujące odpowiedzi. Wspierały mnie dzielnie Katarzyna i Joanna ze Stowarzyszenia Empatia - dziękuję Wam bardzo, dziewczyny! :)

autor zdjęcia: Michał Wysocki Stowarzyszenie Empatia




A potem to już było głównie tak ;)
autor zdjęcia: Michał Wysocki Stowarzyszenie Empatia



I jeszcze film o zwierzętach.
Bez przemocy, ale i tak smutny..
I odpowiada na pytania dlaczego lepiej wybrać roślinną opcję.
Warto!





piątek, 27 marca 2015

Tofu-ryba i tofu-fishburger

Tofu-fishburger z tofu-ryby - niewyszukane danie w sam raz na wielkopostny piątek.
Idealne również dla mojego znajomego z pracy, który w zasadzie mięsa nie je, ale z ryb nie potrafi zrezygnować.




Tofu-rybę w wykonaniu mojej znajomej Joanny, miałam okazję po raz pierwszy spróbować podczas ostatniego empatycznego, spotkania przedwigilijnego. Gdy postanowiłam przyrządzić to danie, nie prosiłam Joanny o przepis - jak zwykle działałam pospiesznie i intuicyjnie, gdyż (jak zwykle) nagle okazało się, że pora już obiadowa, a wszystkie potrzebne składniki są w lodówce i nie było już na co czekać. Wszystko wyszło zaskakująco smaczne i do złudzenia przypominało smak kotletów z ryby. A przecież żadna ryba nie ucierpiała :)



Tofu-ryba:
-kostka tofu (zwykłego, białego - moje było od Wietnamczyka spod Hali Mirowskiej)
-sos sojowy
-listek glonów nori
-2 łyżki mąki
-1 łyżka mąki ziemniaczanej
-sól, pieprz, ewent. szczypta przyprawy do ryb (ja nie użyłam)
-mleko sojowe lub woda dla nadania konsystencji

Mąkę, mleko/wodę, sól i pieprz wymieszać do uzyskania gładkiego, gęstawego ciasta naleśnikowego.
Odstawić na bok.
W tym czasie pokroić tofu w 0,5 centymetrowe plasterki, a płatek nori w 3-4 cm paseczki.
Tofu polać obficie sosem sojowym, zawijać w paseczki nori, maczać w cieście i smażyć na nieco większej ilości oleju do zrumienienia.
Na koniec odsączyć w papierowym ręczniku.


Tofu-fishburger:
-kotleciki tofu-ryby
-bułka
-mix sałat (miałam gotową mieszankę, ale można użyć jakiekolwiek zielone listki)
-kilka plasterków awokado
-kilka plasterków pomidora
-sól, pieprz

Przekrojoną bułkę przełożyć sałatą, kotletami, awokado i pomidorem. Można ewentualnie pomidor potraktować solą i pieprzem.
To tyle.








Fisz "Sznurowadła"



sobota, 21 marca 2015

Oliwkowy hummus z fasoli

Miał być wpis o czymś innym, ale czasem nie można inaczej - hummus to hummus, sorry Winnetou...

Najbardziej komfortową sytuacja: otwieram lodówkę, a tam stoi hummus*. Mogłabym jeść go codziennie. Mogłabym, gdyby nie fakt, że znika szybciej, niż mój czas i możliwości pozwalają na zrobienie kolejnej porcji.

Jakiś czas temu wpadł do nas na śniadanie i zachwycił się hummusem, mój wielce mięsożerny przyjaciel. Poprosił o recepturę, gdyż jest również przyjacielem wielce kulinarnym. Wysmarowałam długiego maila z przepisem i poradami - ciekawa jestem jego wersji tego dania.

Dziś u mnie wariacja na temat - hummus z białej fasoli. Przyrządzony w pośpiechu (a jakże...!) z tego co miałam pod ręką. Bo tak naprawdę hummus można przygotować z każdego chyba strączka. Choć, wiadomo, najbardziej oryginalny smak ma ten z ciecierzycy.


Procedura jest identyczna jak podczas przyrządzania tradycyjnego hummusu, nie zaszkodzi jednak przypomnieć.
Sposób, w jaki ja to robię został kiedyś podpatrzony u Jadłonomii, ale jak zwykle dokonałam swoich modyfikacji.

Hummus z fasoli:
-puszka białej fasoli (można ugotować suchą rzecz jasna)
-ok. 1/2 kubka sezamu*
-2 duże ząbki czosnku*
-sok z cytryny (powinna wystarczyć ilość z połowy owocu)
-zimna woda
-sól
-chili
-oliwa z oliwek (lub inny olej tłoczony na zimno - najlepiej lniany, podobno z pestek dyni jest również godny polecenia)
-garść oliwek (można nie dodawać, ja chciałam nieco zmienić smak)

Fasolę podgrzać wraz z zalewą, odcedzić. Można ostatecznie tego nie robić, ale ciepła lepiej się miksuje.
Sezam uprażyć na suchej patelni na złoto stale mieszając (przypalony nabiera goryczy!)

Uprażony sezam przełożyć do naczynia, posolić i zmiksować na proszek. Dodać odsączoną fasolę, czosnek, sok z cytryny, oliwki i miksować*, aż wszystkie składniki połączą się. Masa będzie bardzo gęsta - rozrzedzamy wodą (im zimniejsza, tym lepiej) do pożądanej konsystencji. Na koniec dodać mały chlust oliwy i szczyptę chili i miksować jeszcze kilka chwil.

Przełożyć do naczynia, polać oliwą (koniecznie!), posypać chili* (niekoniecznie...) - tym ostatnim można posypać połowę pasty.

*Oczywiście hummus DIY!
*Oryginalnie dodaje się pastę sezamową - tahinę. Nie wiem jak smakuje tahina ze sklepu - nigdy w życiu takiej nie kupiłam. Ale z pewnością nie umywa się smakiem i aromatem do świeżo prażonego i zmiksowanego z solą sezamu. Cenowo sezam też jest bardzo konkurencyjny :)
*Nie wyciskam czosnku przez praskę - zbyt duże straty. Tarkuję go na małych "łezkach", reszty dokonuje mikser.
*Wysoki, kielichowy blender może nie dać rady tak gęstej masie. Zazwyczaj używam płaską michę z długimi nożami, ale dziś specjalnie miksowałam "żyrafą" i, jak widać, efekt jest mocno zadowalający.
*Muszę mieć chili na (i w) hummusie. I żaden cayenne się nie umywa!




A tu hummus klasyczny, ciecierzycowy, bez specjalnych dodatków smakowych, za to podczas miłej lektury.
Też czytacie podczas śniadania...? :)





Florence and The Machine 
"What kind of man"
ostatnio (obok Eda Sheerana 'I see fire') mam jazdę na to
A jak mam jazdę, to niczego innego nie słucham...


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...