Znów, z braku czasu, robię zbyt długie przerwy w blogowaniu, i znów nazbierało się zdjęć oraz przepisów. Musicie to jakoś przetrzymać.
Na obiad miała być lazania. Tak sobie wymyśliłam ale: 1. nie miałam odpowiedniego makaronu, 2. nie lubię babrać się z lazaniowym makaronem, 3. beszamel na mleku kokosowym wychodzi mi średni w smaku, 4. zbyt często czuję wewnętrzny przymus, żeby gotować po swojemu.
Dostosowałam danie do swoich możliwości i smaków. Z tego wszystkiego wyszła zapiekanka makaronowa, ale za to niezwykle smaczna.
Potrzebne będą:
- opakowanie makaronu
Na sos beszamelowy:
- puszka mleka kokosowego
- ok. 1/4 szkl. oleju (lałam "na oko"...)
- mąka (3 łyżki? sypałam "na oko"...)
- ok.1/2 kartonika przecieru pomidorowego
- wrzątek
- sól (bulion warzywny?), gałka muszkatołowa w proszku, cynamon pieprz, szczypta czosnku gran.
Nadzienie szpinakowe:
- paczka mrożonego szpinaku
- 2 średnie cebule
- 3 duże żeby czosnku
- sól i pieprz
- ew. czosnek granulowany
- ew. sok z cytryny do smaku
Makaron ugotować wg przepisu na opakowaniu.
Szpinak: na rozgrzanym na patelni oleju zeszklić pokrojoną drobno cebulę, dodać na pół minuty czosnek w półplasterkach, posolić i dorzucić szpinak. Dusić do wyparowania wody. Doprawić pieprzem i ewentualnie sokiem z cytryny.
Sos beszamelowy: na rozgrzany olej w rondelku wrzucić gałkę i cynamon, a po chwili mąkę i sól - smażyć przez jakąś minutę mieszając - masa ma być gładka i gęstawa. Stale mieszając dodać szybko mleko, po chwili pomidory, a następnie, ewentualnie wrzątek (po dodaniu mleka mój sos zgęstniał do konsystencji kitu i musiałam ratować go wrzątkiem właśnie). Gdy osiągnie się efekt rzadkawego budyniu można wyłączyć ogień pod garnkiem.
Do potraktowanej olejem foremki wykładamy połowę makaronu, następnie 1/3 sosu beszamelowego, na to nadzienie szpiankowe, kolejną porcję makaronu i znowu sos.
Posypać prażonym sezamem i wegańskim parmezanem (zmielone nerkowce z płatkami drożdżowymi). Piec w temp. 180 st.C do lekkiego zrumienienia.
Podawałam z sosem czosnkowym wykonanym z sojonezu wg przepisu Surri
Sojonez wygląda tak (sos w drugim planie):
Taki sos jest dosyć tłusty. Powinnam zrobić go z tofu, ale zużyłam je do chińszczyzny.
Tofu:
- kostka tofu
- sos sojowy
- ocet (winny, jabłkowy ryżowy itp)
- przyprawa z czosnkiem - u mnie Przyprawa do Grillowanych Warzyw
- sól
- mąka kukurydziana
- olej do smażenia
Danie:
- 2 małe cebule pokrojone w piórka
- 2-3 zęby czosnku pokrojone w półplasterki
- kawałek papryki w paseczki
- 3-4 pieczarki
- 1 łyżka paseczków papryki z zalewy octowej
- 2-3 garście pokrojonej kapusty pekińskiej
- imbir w proszku
- sos sojowy
- ocet (winny, jabłkowy ryżowy itp)
- sezam + sezam prażony na suchej patelni
- olej sezamowy
Tofu pokroić w grubszą kostkę i wrzucić do marynaty przygotowanej z sosu sojowego i octu (w takich samych proporcjach), oraz przypraw. Odstawić na przynajmniej kwadrans, ale godzina też by mu nie zaszkodziła.
Po tym czasie wymieszać wszystko jeszcze raz. Wyławiać kawałeczki tofu (odsączając) i wrzucać je do mąki kukurydzianej (wsypałam ją do niedużej miseczki, żeby łatwo było obtaczać tofu potrząsając naczyniem lub po prostu mieszając widelcem). Obtoczone w mące kawałki tofu najlepiej wyjmować palcami i sukcesywnie smażyć w małym naczyniu (rondelku?) na rozgrzanym oleju. Moja panierka nie chłonęła tłuszczu - nie było konieczności odsączania na papierowym ręczniku.
Wszystkie składaniki dania przygotować i mieć "pod ręką". Ja używałam dużego palnika kuchni rozkręconego prawie na maksa. Na rozgrzany na patelni (woku?) oleju wrzucić cebulę, po chwili mieszania dodać paprykę, po kolejnej chwili czosnek, pieczarki, paprykę z octu oraz imbir. Stale mieszając dodać kapustę oraz zalewę spod tofu. Po chwili dodać sos sojowy i ewentualnie (jeśli lubicie) chili.
Do warzyw na patelni dodać usmażone tofu. Danie podawać z ryżem polane olejem sezamowym i posypane prażonym sezamem.
Moje liceum - załatwiałam coś w okolicy i nie mogłam się oprzeć - musiałam zerknąć.
A tu już Bielany - w niektórych osobnikach białe mury wywołują inwencję TFUrczą...
Sprawy się przedłużyły i zgłodniałam już porządnie, a w okolicach bazaru na Wolumenie nie znalazłam żadnej przyzwoitej kebabowni (czyli takiej, w której mogłabym nabyć falafel). Przypomniała mi się jednak przekąska, którą polecała kiedyś Magda - kapusta kiszona (prawdziwa z beczki, bez octu i innych świństw) oraz chipsy solone (tylko takie uznaję). I wiecie co? To było najlepsze co mi się tego dnia przydarzyło :)
Na deser Kicia, która niekiedy pozwala się zdjąć pozując do obiektywu