Wracając do naleśników - zmodyfikowałam je nieco, gdyż lubię wyraźne smaki. (podejrzewam nawet, że mam trochę zjechane kubki smakowe, bo wciąż bym tylko doprawiała i dosypywała) Przepis jest niemal identyczny z oryginałem na blogu źródłowym, do którego odsyłam, z tą różnicą, iż przed smażeniem czosnku zrumieniłam na oleju 2 posiekane cebule, a po wrzuceniu do nich czosnku dodałam kilka (chyba z 5) plasterków pokrojonych suszonych pomidorów z zalewy. Plus sól i pieprz, czosnek granulowany (można pominąć, ja lubię dużo) oraz sok z cytryny do smaku.Potem szpinak. No i tofu na koniec.
Do ciasta naleśnikowego (mąka+woda), oprócz kurkumy dodałam również ze 2 łychy siemienia lnianego, olej, (żeby nie podlewać już na patelni - tak ze 4-5 łyżek) oraz sól i odstawiłam na ok.30 minut, żeby umożliwić glutenowi z mąki oraz siemieniu lnianemu rozklejenie się.
Potem już tylko smażyć, faszerować, zawijać i wcinać ze smakiem.
Naleśniki podałam z czosnkowym sosem ze słonecznika (nazywanym w pewnych kręgach słonecznikonezem...;) ) - użyłam trochę innych przypraw niż zazwyczaj i zdecydowanie mniej oleju, ale wyszedł bardzo OK. Słonecznik (tak z 3/4 kubka) namoczyć w ciepłej wodzie w zakręconym słoiku przez przynajmniej 30 minut. Porządnie potrząsać co jakiś czas, żeby nasiona mogły się przy okazji lepiej umyć, bo przeważnie są okrutnie skurzone, przynajmniej te na wagę, a takie przeważnie kupuję. Wodę odlać, nasionka przepłukać pod bieżącą wodą, wrzucić do blendera, dodać wodę, najlepiej źródlaną (na początek tyle, żeby nie wystawała ponad poziom nasion), trochę musztardy, starty ząbek (albo dwa) czosnku+ew. czosnek granulowany, 2-łyżki oleju (użyłam zalewy z pomidorów) sól, pieprz, tabasco, sok z cytryny (do smaku, przynajmniej 2 łyżki) cukier i zmiksować na gładką masę.
Zaraz po przygotowaniu w sosie jest silnie wyczuwalny smak słonecznika, i ogólnie jest dosyć mdły. Przynajmniej ten mój. Dlatego najlepiej jest przygotować go kilka godzin wcześniej, lub poprzedniego dnia, żeby przyprawy miały szansę się przegryźć, bo wtedy staje się naprawdę pyszny.
Sosem polać naleśniki, posypać koperkiem i podawać.
A tu mój wczorajszy obiad, podobny do przedwczorajszego z tą różnicą, iż brak jest fasolki, zamiast kapusty ze słoika mamy zasmażane buraczki, no i są frytki (omnomnomnom)
I dzisiejsze drugie śniadanie - domowy Jaglanex w chlebie czyli kotlet jaglany+kapusta czerwona ze słoika+ogórek małosolny+cebula+sos czosnkowy ze słonecznika+keczup+sos musztardowy. Prawdę mówiąc nie byłam nigdy w Krowarzywa i nie jadłam Jaglanexa, ale można założyć, że ten oryginalny jest co najmniej tak dobry jak mój... ;) Ale w końcu się tam kiedyś wybiorę i spróbuję te ich burgery, bo to aż wstyd, że chyba tylko ja nie odwiedziłam jednej z popularniejszych wegańskich jadłodajni w Warszawie. Jakoś tak ciężko mi się wybrać - jak już jestem w mieście i pozałatwiam wszystkie sprawy, i nawet pomyślę, że mogłabym zajrzeć tu czy tam, to moja noga daje znać natarczywie, że chce już do domu i cóż, nie ma dyskusji - wracamy.
Dziś mam znów jazdę na Comę. Zaczynam podejrzewać działanie sił nieczystych - nawet jeśli już zacznę słuchać innej muzyki to i tak z pewnością skończę kawałkiem Comy. Nie walczę z tym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz