W każdym razie robi się to szybko, łatwo i przyjemnie, a efekt jest znakomity.
Potrzebne będą:
- kawałek dyni (ok. 150g)
- 1 posiekana cebula
- 4-5 ząbków czosnku
- 1 płaska łyżeczka curry
- 1 łyżeczka oregano
- 1 niepełna łyżeczka chili
- sól
- 1 szkl. przecieru pomidorowego z kartonika
- po garści oliwek zielonych i czarnych pokrojonych w plasterki
- ew. 1 łyżka oliwy z oliwek
- olej do smażenia
Cebulę zrumienić na 2-3 łyżkach oleju, dodać czosnek utarty na drobnej tarce (bardziej to oszczędny sposób niż przeciskanie przez praskę - nie zostają resztki, a ja nie lubię wyrzucać) podsmażać chwilkę, dodać przyprawy i pozwolić im podsmażać się moment, żeby wydobyć z nich aromat - tak ze 30sek, a następnie dodać, utartą na drobnych "łezkach" tarki, dynię. Dusić pod przykryciem jakieś 10-15 minut, aż dynia zupełnie. Pilnować, żeby nie przywarło - w razie potrzeby dodać odrobinę wrzątku (tak z 1/4 - 1/3 szkl). Na koniec dodać pomidory i oliwki. Dusić jeszcze kilka minut. Po wyłączeniu ognia można dodać oliwę z oliwek. Można podawać z makaronem.
I to zjadłam 2 dni temu w pracy, jak podałam wyżej. Natomiast wczoraj rano nie miałam ochoty na kanapkowe ani mleczne (mowa o mleku roślinnym rzecz jasna) śniadanie. Przyszło mi do głowy, że wykorzystam resztę sosu dyniowego. Podsmażyłam więc pół czerwonej cebuli na rumiano, dodałam 2 ogromniaste zęby czosnku pokrojone w plasterki, a po chwilce pół małej cukinii pokrojonej w cienkie półplasterki. Podsmażałam chwilkę, żeby cukinia zmiękła, a nawet zrumieniła się lekko (uważać, by nie zwęglić cebuli!).Posolić - preferowana sól morska z młynka. Na to wszystko wrzuciłam 2 łyżki sosu z dyni z powyższego przepisu, 2 łyżki śmietany słonecznikowej, oraz ugotowany makaron. Zamieszać i podgrzewać jeszcze chwilę mieszając porządnie, żeby danie nie przywarło. Efekt jest wyjątkowo godny polecenia - danie jest sycące, pikantne i słone (takie lubię najbardziej gdy za oknem zimno i szaruga) a sosa, dzięki dodatkowi śmietany, nie dość że gęstawy, stał się też jedwabisty i taki...rozklejony. No pyszny naprawdę.
Zjadłam to w domu przed pracą
a następnie w kantynie zakładowej z dodatkiem panierowanego tofu i cukinii oraz warzywami z sosem francuskim. Sok z marchewki jednodniowy piję w pracy często, bo jest 2zł tańszy niż w sklepie, czyli prawie za darmo.
Zdjęcie pstrykane w pośpiechu (głupio tak robić fotki tacy z obiadem gdy wszyscy się gapią) dlatego mało wyraźne, wybaczcie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz