poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Sunday sunny Sunday, rocznica bloga i niedzielny kucharzenie - pomidorowa jak u mamy, cieciorka ze szpinakiem, curry i jeszcze kilka spraw

Tytuł postu pochodzi od znanego utworu U2, a parafraza od słonecznej aury za oknem (pierwszy słoneczny dzień od dawna - nastraja wiosennie i optymistycznie mimo śniegu leżącego na całej, że tak powiem, połaci) oraz od jednego z postów o tym samym tytule szwedzkiego bloga life up north - dużą jego zaletą jest używanie przez autorkę języka angielskiego. Od lat mam słabość do wszystkiego co dotyczy wnętrz w stylu skandynawskim, skandynawskiego stylu życia, a także (jak wiadomo) wegańskiego stylu życia. Na powyższym blogu znalazłam wszystko - fajne, proste wegańskie przepisy (jest nawet cały dział o nazwie Swedish Food - oczywiście w wersji wegan) opatrzone świetnymi zdjęciami, jak również fotki wnętrz mieszkania autorki bloga - skromnie urządzone, jasne - nawet podczas pochmurnej pogody wyglądające miło i przytulnie. Przynajmniej ja je tak odbieram. No i ciekawe posty zawierające nie tylko przepisy. Właściwie te wnętrza przykuły moją uwagę najbardziej. Mam chyba w tym temacie jakąś skazę na psychice, bo nawet oglądając jakikolwiek film zawieszam się na detalach scenografii - białe listwy przypodłogowe (uwielbiam!), białe drzwi, białe ściany (albo kolorowe, ale stonowane), rozpoznaję na ten przykład regał z IKEA w filmie z 1990 roku, kiedy IKEA jeszcze w Polsce nie funkcjonowała - ot, wszystko wiem ze starych (głównie niemieckich) katalogów, które zbieram namiętnie od lat i niekiedy sobie przeglądam... Ten ikeowsko-wnętrzarski hyś (pośród innych moich hysiów) jest chyba najbardziej nieuleczalny, niestety. Kiedyś nawet zajmowałam się zawodowo projektowaniem wnętrz - żałuję, że to minęło. A tu doszedł bzik kolejny - kulinarno-wegański. Naprawdę, niekiedy sama siebie mam problem ogarnąć...

Ale do rzeczy - dziś u nas na obiad była zupa pomidorowa.

z kleksem śmietany ze słonecznika

a tu kleks rozmieszany już - czyż nie wygląda jak śmietana  za dawnych lat...? ;)

rodzinka przy obiedzie


Przygotowując bulion jako podstawę pomidorowej sugerowałam się dzisiejszym przepisem I can't believe it's vegan - jakoś do tej pory ze swoich bezmięsnych bulionów nie byłam zbyt zadowolona. Dzisiejszy się udał - zupa wyszła bardzo smaczna. Postanowiłam jednak nie dodawać tylu przypraw ziołowych - jakoś chciało mi się takiej zupy, jak kiedyś w domu - tylko z solą i pieprzem. No i ze śmietaną, rzecz jasna. U mnie gęsta wersja śmietany ze słonecznika.

W moim wykonaniu potrzebne będą:

  • 3 marchewki pokrojone w grube słupki
  • spory kawałek selera
  • kawałek pietruszki
  • 20 cm kawałek pora (zielona część, najrzadziej wykorzystywana)
  • 1 łyżeczka czosnku granulowanego
  • sól&pieprz
  • szczypta cynamonu (zawsze dodaję do potraw z pomidorów)
  • 3-4 ziarna ziela angielskiego
  • puszka krojonych pomidorów
  • 1 pełna  łyżka koncentratu pomidorowego
  • 1 cebula drobno pokrojona i zrumieniona na oleju
  • sos sojowy (opcjonalnie)
  • ew. śmietana roślinna, natka pietruszki
Pierwszych 8 składników gotować w ok. 2 litrach wody przez ok. 40 minut. Następnie wyjąć seler, pietruszkę, por i ziele angielskie, dodać za to zrumienioną cebulę wraz z olejem, pomidory i przecier i gotować jeszcze ok. 15-20 minut. Po wyłączeniu płomienia wlać sos sojowy do smaku, a na talerzu jeszcze śmietanę ze słonecznika (nie odcedzam jej) i natkę.

***

W najbliższych dniach możliwe że curry będzie na moim stole gościło dość często. Bardzo prawdopodobne, że to właśnie danie ugotuję w Potyczkach Kulinarnych (w ramach Tygodnia Weganizmu) w Vege MIASTO 19 kwietnia. Prawdę mówiąc jeszcze nie zdecydowałam co będę gotować. Chcę ograniczyć odcedzanie, miksowanie i tym podobne rozpraszające czynności - i tak będę pewnie nieco zestresowana i rozproszona, nie chcę sobie dokładać niepotrzebnych działań, a nie wiem do końca jakie na miejscu będą warunki - to mój pierwszy konkurs tego rodzaju. W ogóle sama się sobie dziwię, że zdecydowałam się na udział w takim wydarzeniu. Każda bezpośrednia rywalizacja zamiast mnie motywować sprawia, że jestem raczej wycofana i najchętniej poddałabym się bez walki. Rywalizacja jest bez sensu. Tym razem wiem (a raczej tak mnie poinformowano i  bardzo bardzo w to wierzę), że atmosfera będzie raczej kameralna, towarzystwo sympatyczne, a w całych tych Potyczkach tak na prawdę chodzi o dobrą zabawę i (przede wszystkim!) promocję weganizmu, a to jest przecież priorytet. Przynajmniej dla mnie...
Poza tym zastanawiam się jak wytrzyma cały ten konkurs moja noga - wprawdzie jestem już w okresie rekonwalescencji, ale nadal poruszam się o jednej kuli i nie mogę stać zbyt długo. Ale to dopiero za dwa tygodnie, może będzie lepiej.
Curry należy niestety do tych dań, które najlepsze są gdy sobie odpoczną, a smaki przegryzą się. 
M. zajada  właśnie swoją porcję na kolację. 



Potrzebne będą:
  • 1 łyżeczka ziaren gorczycy
  • 1/2 łyżeczki ziaren kolendry rozgnieciony w moździerzu
  • 1 płaska łyżeczka cynamonu
  • 4 łyżeczki proszku curry (tym razem użyłam firmy Prymat)
  • 5 cm utartego drobno korzenia imbiru
  • olej do smażenia
  • 2 cebule pokrojone w piórka
  • 4 ząbki czosnku pokrojone w plasterki
  • 25 dkg pokrojonych pieczarek (użyłam malutkich pokrojonych na ćwiartki)
  • 1,5 niewielkiej cukinii pokrojonych w ćwierć plasterki
  • 1 papryczka pepperoni pokrojona w plasterki (można użyć zwykłej, czerwonej)
  • 1 nieduża marchewka pokrojona w ćwierć plasterki 
  • 1 puszka mleka kokosowego
  • 3-4 łyżki ugotowanej zielonej soczewicy
  • 1-2 łyżki kukurydzy z puszki (można pominąć - akurat miałam tyle w lodówce)
  • 1 płaska łyżeczka chili
  • sól&pieprz
  • ew. sok z połowy cytryny (lub limonki - dodawać ostrożnie, żeby nie przekwasić - można pominąć)
  • ew. natka pietruszki do posypania
Przyprawy (pierwszych 5 pozycji) podsmażyć chwilę na oleju, żeby puściły aromat, dodać cebulę i smażyć mieszając. Gdy cebula zmięknie dodać pieczarki i paprykę, a po chwili marchewkę i cukinię. Posolić i dusić chwilę mieszając. Wlać mleko koko (moje się rozwarstwiło - dodałam i płyn, i gęstą, białą masę), chili i dusić ok. kwadransa, albo do odparowania nadmiaru płynu, jeśli sosu jest zbyt wiele - powinno to przypominać zbyt gęstą zupę. Na koniec dodać soczewicę i kukurydzę - podgrzewać już tylko z 5 minut. Podawać najlepiej z ryżem basmati posypane natką.


***

Na cieciorkę ze szpinakiem miałam ochotę od kilku tygodni, czyli od czasu, gdy (tak mi się wydaje) ktoś wymienił to danie na forum Empatii w dziale kulinarnym, jako część obiadu, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie - albo jakieś braki w moim asortymencie, albo nadmiar prac kulinarnych (Wielkanoc!), albo jakieś zniechęcenie przednówkowe - wiadomo jak pozytywnie nastraja do czegokolwiek tegoroczna wiosna... 
Ale w końcu udało się:



Potrzebne będą:
  • 3 średnie pokrojone drobno cebule
  • 3-4 ząbki czosnku w plasterki
  • ok.8 pokrojonych plasterków suszonych pomidorów z zalewy
  • 1 paczka  mrożonego szpinaku (wspominałam, że najbardziej lubię Tesco, ale Iglotex też jest OK)
  • sól&pieprz
  • puszka ciecierzycy (albo własna, ugotowana)
  • 2 łyżki zmiksowanego z wrzątkiem słonecznika - tu jako śmietana
  • 2 łyżki soku z cytryny (dodać najpierw jedną i sprawdzić smak!)
Cebulę zeszklić na oleju, aż zacznie się rumienić. Dodać czosnek, a po minucie smażenia pomidory, szpinak, sól i pieprz. Dusić pod przykryciem ok. kwadransa mieszając co jakiś czas. Wrzucić odsączoną ciecierzycę i podgrzewać jeszcze ok. 5 minut. Na koniec dodać śmietanę i (ewentualnie!) sok z cytryny.
Można podawać z pełnoziarnistym makaronem. Ja dodatkowo miałam kalafior "z piaseczkiem" oraz pomidory z solą, pieprzem i oliwkami.
Ale i tak najbardziej smakowało mi to danie samo, bez jakichkolwiek dodatków - takie miałam dziś śniadanie:




***

Poniżej również moje śniadanie - dojadałam kilka dni temu wielkanocny hummus z paluchami pieczonymi przez M. z pełnoziarnistej mąki żytniej z młyna pod Ciechanowcem (wujek jechał w tamte strony i przywiózł przy okazji) - wyjątkowy smak! Takiej mąki nie dostaniecie w markecie. Wypieki z niej są wyjątkowo smaczne i niemal słodkie naturalną słodyczą. Nie da się takiej bułki połknąć jednym kłapnięciem - grube mielenie ziaren wymusza przeżuwanie, a to, jak wiadomo, sprzyja trawieniu. 
No i 5 kilogramowy worek kosztuje tylko 10 zł.






A tu z tej samej mąki bułki, które rozlały się zamiast trzymać kształt. Powstały całkiem smaczne placki - w sam raz do żurku dojadanego po świętach. Mam nadzieję, że zdjęcia oddają gruboziarnistość wypieków.




***

No i jeszcze pierwsza rocznica bloga Weganizm Udomowiony. Rok temu, 6 kwietnia 2012 roku postanowiłam wrzucać swoje przepisy do sieci - trochę dlatego, żeby pamiętać co gotowałam (rzadko powtarzam te same potrawy, taki feler mam), trochę dlatego zaś, że uzależnienie od mięsa niekiedy wygrywało, a ja nie chciałam żyć w wiecznym poczuciu winy - w końcu w coś wierzę i nie mogę funkcjonować tak, jakby to nie istniało
Przez ten rok umieściłam 134 posty, blog miał ok 36.500 odsłon (nie zapisałam wczoraj dokładnie),  a na Facebooku polubiło go 640 fanów - nie powiem, łechce to moje ego, ale najważniejsze w tym wszystkim jest przecież to, żeby uświadomić jak największą rzeszę społeczeństwa o zaletach weganizmu no i  żeby zwierzakom żyło się lepiej. Prawda?

***

A na koniec wspomniany kawałek U2 - ten zespół to jeden z moich dawnych bzików - wyłącznie (wyłącznie!) tej grupy słuchałam przez...chyba 3 czy 4 lata, kilkanaście lat temu.


3 komentarze:

  1. Gratuliję Ci z serca rocznicy Twojego pięknego bloga
    i życzę powodzenia w Potyczkach!!!

    Pięknie jest u Ciebie....
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Krystyno :)
      Powodzenie się przyda - nie tyle chodzi mi o wygraną, ile o to, żeby danie wyszło przyzwoicie i smakowało gościom. ;)

      Usuń
  2. Kocham U2!!!! <3

    Gratuluję rocznicy! :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...