Samosy. Chodziły za mną od kilku tygodni. I wychodziły w końcu. Nie mogłam się zebrać w sobie - dopadły mnie lęki oraz fobie, bo "nie wyjdzie",bo "nie umiem",bo "inni robią to lepiej" i takie tam... Poza tym nigdy nie jadłam tego dania. Znałam je tylko ze zdjęć i przepisów innych blogerek.
Nie, nie, jednak jadłam - dawno temu w którejś z warszawskich wege-knajp (przemilczmy jej nazwę) - wykonane głównie z naciskiem na zdrowie, nie na smak, czyli ze zbyt razowej mąki, a ciasto było suche i zakalcowate. Nie smakowały mi.
W każdym razie nie miałam punktu odniesienia. Nie wiedziałam do czego porównać smaki. Jak interpretować i modyfikować przepisy z netu. Oj, było to wyzwanie...! Podjęłam je jednak i wyszłam z tej rozgrywki wygrana o nowe doświadczenia. Oraz spore poczucie satysfakcji rzecz jasna.
Wykonując ciasto korzystałam z puszkowego przepisu (tutaj) dość luźno trzymając się proporcji - ot, mąka, woda, sól - zagnieść.
Farsz to już odrębna historia - z potrzebnych składników posiadałam tylko ziemniaki i część przypraw. Rzeźbiłam więc. Jak zwykle.
Farsz:
- 2 średnie, ugotowane ziemniaki
- paczka mrożonych brokułów ugotowanych na parze (może być też zanurzeniowo oczywiście)
- 3 łyżki ugotowanej brązowej soczewicy (akurat taką miałam w zamrażalniku)
- 1 spora cebula drobno pokrojona
- 1 średnia czerwona cebula drobno pokrojona
- 2 spore ząbki czosnku w półplasterki
- 1/2 łyżeczki gorczycy
- 1/2 łyżeczki kuminu
- 1/2 łyżeczki ziaren kolendry
- 1/2 łyżeczki cynamonu
- 1/2 łyżeczki kminku
- 1 łyżka curry
- 1 kopiasta łyżeczka czosnku granulowanego
- sól
- chili lub tabasco
- 2/3 litra oleju (przynajmniej)
Cebule zrumienić. Na drugiej patelni, na łyżce gorącego oleju podsmażać przyprawy (bez czosnku - kolendrę i kumin rozgnieść w moździerzu) przez najwyżej minutę - dodać do cebuli wraz z ugniecionymi widelcem ziemniakami, brokułami, solą i czosnkiem. Smażyć kilka chwil stale mieszając.
Ciasto rozwałkować, wycinać kółka (ja robiłam to filiżanką), nadziewać farszem, sklejać porządnie i smażyć na bardzo gorącym oleju do zrumienienia. Wyciągać ostrożnie łyżką cedzakową. Odsączać na papierowym ręczniku.
Nawet mój mąż, raczej wybredny i bardzo wyczulony na nadmiar tłuszczu w potrawach uznał, że samosy wyszły bardzo smaczne. Choć jak dla mnie ciasto mogłoby być bardziej chrupiące. Kolejną porcję planuję zrobić z dodatkiem mąki kukurydzianej - może to pomoże...
Samosy podałam z mocno czosnkowym dipem, który powstał przypadkiem. Z pasty słonecznikowej. Rano, do śniadania, zmiksowałam namoczony słonecznik z dodatkiem suszonych pomidorów z zalewy, zalewą spod nich, ziołami prowansalskimi, solą oraz sokiem z cytryny.
Na kanapkach wyglądała tak:
Smakowała jeszcze lepiej...
Dip czosnkowy do samosów:
- pasta słonecznikowa (może być sam zmielony z wodą i oliwą słonecznik)
- mleko kokosowe (gęsta część)
- mleko ryżowe (kilka łyżek dla nadania konsystencji)
- sól, pieprz, czosnek granulowany (dużo!), świeży, posiekany koperek.
- sok z cytryny
Wszystko dokładnie zmiksować. Koperek domieszać łyżką na koniec.
Posypać prażonym sezamem - świetnie się komponuje. Na zdjęciu sezamu nie widać - został w misce. Można jednak maczać samosy w sosie a potem w uprażonym sezamie - tak smakuje mi najbardziej.
Kicia na krześle pod stołem, na którym trwała samosowa sesja zdjęciowa.
Farsz to już odrębna historia - z potrzebnych składników posiadałam tylko ziemniaki i część przypraw. Rzeźbiłam więc. Jak zwykle.
Farsz:
- 2 średnie, ugotowane ziemniaki
- paczka mrożonych brokułów ugotowanych na parze (może być też zanurzeniowo oczywiście)
- 3 łyżki ugotowanej brązowej soczewicy (akurat taką miałam w zamrażalniku)
- 1 spora cebula drobno pokrojona
- 1 średnia czerwona cebula drobno pokrojona
- 2 spore ząbki czosnku w półplasterki
- 1/2 łyżeczki gorczycy
- 1/2 łyżeczki kuminu
- 1/2 łyżeczki ziaren kolendry
- 1/2 łyżeczki cynamonu
- 1/2 łyżeczki kminku
- 1 łyżka curry
- 1 kopiasta łyżeczka czosnku granulowanego
- sól
- chili lub tabasco
- 2/3 litra oleju (przynajmniej)
Cebule zrumienić. Na drugiej patelni, na łyżce gorącego oleju podsmażać przyprawy (bez czosnku - kolendrę i kumin rozgnieść w moździerzu) przez najwyżej minutę - dodać do cebuli wraz z ugniecionymi widelcem ziemniakami, brokułami, solą i czosnkiem. Smażyć kilka chwil stale mieszając.
Ciasto rozwałkować, wycinać kółka (ja robiłam to filiżanką), nadziewać farszem, sklejać porządnie i smażyć na bardzo gorącym oleju do zrumienienia. Wyciągać ostrożnie łyżką cedzakową. Odsączać na papierowym ręczniku.
Nawet mój mąż, raczej wybredny i bardzo wyczulony na nadmiar tłuszczu w potrawach uznał, że samosy wyszły bardzo smaczne. Choć jak dla mnie ciasto mogłoby być bardziej chrupiące. Kolejną porcję planuję zrobić z dodatkiem mąki kukurydzianej - może to pomoże...
Samosy podałam z mocno czosnkowym dipem, który powstał przypadkiem. Z pasty słonecznikowej. Rano, do śniadania, zmiksowałam namoczony słonecznik z dodatkiem suszonych pomidorów z zalewy, zalewą spod nich, ziołami prowansalskimi, solą oraz sokiem z cytryny.
Na kanapkach wyglądała tak:
Dip czosnkowy do samosów:
- pasta słonecznikowa (może być sam zmielony z wodą i oliwą słonecznik)
- mleko kokosowe (gęsta część)
- mleko ryżowe (kilka łyżek dla nadania konsystencji)
- sól, pieprz, czosnek granulowany (dużo!), świeży, posiekany koperek.
- sok z cytryny
Wszystko dokładnie zmiksować. Koperek domieszać łyżką na koniec.
Posypać prażonym sezamem - świetnie się komponuje. Na zdjęciu sezamu nie widać - został w misce. Można jednak maczać samosy w sosie a potem w uprażonym sezamie - tak smakuje mi najbardziej.
Kicia na krześle pod stołem, na którym trwała samosowa sesja zdjęciowa.
Tak mi się nasunęło (zmiana)