To jest dwusetny post, będzie więc jubileuszowo akuratny oraz galowy - z odpowiednimi, wygładzonymi zdjęciami, bez żadnej prywaty w tle.
Ok, zacznę od tego, że zbliża się Tydzień Weganizmu organizowany przez Stowarzyszenie Empatia - w dniach 5-12 kwietnia będzie to już szósta edycja tej super imprezy. Ja miałam okazję brać udział jedynie i dopiero w zeszłorocznych obchodach, ale za to jako uczestnik potyczek kulinarnych (zerknijcie TUTAJ), czyli konkursu gotowania. Ach, cóż to były za przeżycia! W tym roku postanowiłam dać szansę innym i będę tam jako publiczność. Może nawet uda mi się przyprowadzić kilka mięsożernych koleżanek. W celach propagandowo-edukacyjnych rzecz jasna 8-)
W zeszłym roku dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o weganizmie, zdrowiu, aktywizmie, wegańskim gotowaniu oraz poznałam masę ciekawych ludzi. Na samo wspomnienie mam takie...no, motyle w brzuchu ;)
Teraz też zaplanowano mnóstwo atrakcji. W warszawskiej edycji będą to:
- obchody 10-lecia Empatii
- pokaz gotowania przygotowany przez autorkę bloga Jadłonomia wraz z degustacją
- potyczki kulinarne - konkurs wegańskiego gotowania
- projekcja filmu Speciesism: The Movie i prezentacja o zwierzętach w kulturze
- wykład dr Macieja Trojana, autora książki "Na tropach zwierzęcego umysłu" o moralności w świecie zwierząt
- wykład o wegańskim żywieniu w sporcie
- spotkanie z dietetykiem
- wywiad na żywo z Andrew Westollem, autorem książki "Szympansy z azylu fauna"
- dwie akcje uliczne "Jestem zwierzęciem. Myślę, czuję. Chcę żyć"
- zniżki w sklepach, jadłodajniach, liczne konkursy
Wkrótce pojawi się szczegółowy program obchodów.
Strona Tygodnia Weganizmu: http://wegetydzien.pl/
Tu można zapisać się, jeśli chcecie zorganizować Tydzień Weganizmu w swoim mieście: http://www.wegetydzien.pl/zapisy.php
Strona Stowarzyszenia Empatia: http://empatia.pl/
Zachęcam do wzięcia udziału - mnóstwo pozytywnych przeżyć, wspaniali ludzie i wspomnień co nie miara. Może będzie okazja się spotkać, co? :)
Korzystałam z tego, puszkowego przepisu, choć na blogach spotkałam jeszcze przynajmniej dwa inne, niemal identyczne przepisy. I tu mam apel do blogerek i blogerów: Kochani, podawajcie źródło, z którego pochodzi przepis na Waszą potrawę. Jeśli nie do przepisu, to chociaż link do strony głównej bloga źródłowego. Skoro w necie znajduję trzy niemal identyczne przepisy na to samo danie, a w żadnym nie jest podlinkowane skąd dany przepis pochodzi, to ktoś tu nie jest do końca uczciwy. Gdy umieszczając przepis na swoim blogu niewiele w nim zmieniasz, a nie podajesz gdzie go znalazłaś/eś, czytelnik zakłada, że to Twój pomysł. A to przecież nie jest prawdą. Podawanie adresu, skąd przepis pochodzi nie ujmie Ci chwały, ani odbiorców. Wręcz przeciwnie. Tego po prostu wymaga netykieta i zwykła, ludzka uczciwość.
Ok, ale o burgerach przecież miało być. Jak dla mnie były nieco zbyt delikatne w smaku, ale starszej córce oraz Księciu Małżonku smakowały bardzo. W każdym razie ja postanowiłam je zaostrzyć karmelizowaną cebulką balsamico - podobny zestaw bardzo zasmakował mi w warszawskiej knajpce "W Gruncie Rzeczy" - TU relacja.
Do przygotowania burgerów potrzebne będą (przepis nieznacznie zmodyfikowany):
-2 szkl. startych na grubszym "oczku" surowych buraków
-1 i 1/2 szkl. ugotowanej kaszy jaglanej
-1/2 szkl. uprażonych ziaren słonecznika
-1/2 szkl. uprażonego sezamu
-1 posiekana, czerwona cebula
-1/2 szkl. bułki tartej (lub więcej, gdyby się ciasto nie chciało kleić)
-1/4 szkl. oleju
-3 łyżki mąki (może być pełnoziarnista)
-3 łyżki posiekanej natki pietruszki
-4 utarte na drobnej tarce ząbki czosnku
-sól&pieprz
Wszystkie składniki wymieszać porządnie (najlepiej ręką). Lepić burgery zwilżonymi dłońmi, układać na blasze piekarnikowej wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec ok 30 minut (kontrolując jednak!) w temp 175 st. C z termoobiegiem (lub 200 bez termoobiegu). Po ok 20 minutach burgery przełożyć delikatnie na drugą stronę.
Burgery jedliśmy też normalnie, w bułce z warzywami i musztardą lub chrzanem.
Posiłkowałam się przepisem z bloga Tani weganizm.
Potrzebne będą:
-1/2 kg czerwonej cebuli
-2 łyżki oleju
-2 łyżki brązowego cukru
-2 łyżki octu balsamicznego
-sól do smaku (ja jak zwykle więcej niż mniej...)
Pokrojone w piórka cebule smażyć do zeszklenia. Dodać ocet balsamiczny i cukier i dusić ok. 30 minut mieszając (bo się przypala!) - w tym czasie cebula ma ściemnieć. Podlewać wodą lub, jak ja, połową kubka białego, słodkiego wina, oraz taką samą ilością soku z jabłek (miałam taki tłoczony na zimno)
Autor bloga poleca używać cebulki m.in. jako nadzienie do tart i do focacci. A przecież focaccia, to, od sylwestra, jeden z moich ulubionych wypieków.
No i ponoć koszt takiej karmelizowanej cebulki to jedynie 3 zł! Chociaż w wersji z winem i sokiem tłoczonym, to chyba jednak niekoniecznie ;)
No i hicior ostatnich dni - zupa 'ni z gruszki, ni z pietruszki' od Jadłonomii. Powiem Wam jedno - tak pysznej zupy dawno nie jadłam. Długo nie mogłam się do niej zabrać, bo mi te składniki jakoś tak nie pasowały. No i nie lubię pietruszek solo, a z gruszkami to już w ogóle...
Przynajmniej tak mi się wydawało.
A tu taka niespodzianka!
Tu też wklejam przepis niemal bez zmian - najbardziej znaczącą modyfikacją była zamiana mleka na kokosowe, co, wydaje mi się, dodało zupie takiej miłej słodyczy.
Ale nie mam pewności, bo przecież tylko taką, kokosową wersję jadłam.
Potrzebne będą:
-pół kilo korzeni pietruszki (choć mam poważne podejrzenia, że u mnie to jednak był pasternak)
-jedna gruszka
-łyżeczka suszonego tymianku
-około szklanki mleka (u mnie kokosowe)
-bulion warzywny w proszku
-wrzątek
-oliwa
-sól i świeżo zmielony czarny pieprz
-prażone pestki słonecznika i dyni
Pietruszki pokrojone w plastry (bez przesady, nie muszą być cieniusieńskie!) smażyć ok 5 minut na oliwie w garnku, najlepiej takim stalowym z grubym dnem. Dodać pokrojoną na ćwiartki gruszkę i dusić przez kolejne 5 - 10 minut, do momentu, aż będą bardzo miękkie. Dodać bulion i wrzątek - tyle, żeby przykryło warzywa, i gotować ok pół godziny pod przykryciem, aż plastry pietruszki zmiękną. Potem już tylko dodać mleko, pieprz, tymianek i zmiksować na gładką masę - najlepiej blenderem ręcznym tzw. 'żyrafą'
Podawać posypaną prażonymi pestkami słonecznika i dyni.
Jeju jeju, jakie to było smaczne...!
Obok, jako zakąska, prażone pestki (te od zupy), żurawiny, oraz gigantyczne daktyle - mnie nasycił już jeden
I jeszcze ostatnie odkrycie dzięki Magdzie. W sumie nie jestem wielką fanką tego typu nuty, ale elektryzuje mnie sposób w jaki ta mała śpiewa.