Najbardziej komfortową sytuacja: otwieram lodówkę, a tam stoi hummus*. Mogłabym jeść go codziennie. Mogłabym, gdyby nie fakt, że znika szybciej, niż mój czas i możliwości pozwalają na zrobienie kolejnej porcji.
Jakiś czas temu wpadł do nas na śniadanie i zachwycił się hummusem, mój wielce mięsożerny przyjaciel. Poprosił o recepturę, gdyż jest również przyjacielem wielce kulinarnym. Wysmarowałam długiego maila z przepisem i poradami - ciekawa jestem jego wersji tego dania.
Dziś u mnie wariacja na temat - hummus z białej fasoli. Przyrządzony w pośpiechu (a jakże...!) z tego co miałam pod ręką. Bo tak naprawdę hummus można przygotować z każdego chyba strączka. Choć, wiadomo, najbardziej oryginalny smak ma ten z ciecierzycy.
Procedura jest identyczna jak podczas przyrządzania tradycyjnego hummusu, nie zaszkodzi jednak przypomnieć.
Sposób, w jaki ja to robię został kiedyś podpatrzony u Jadłonomii, ale jak zwykle dokonałam swoich modyfikacji.
Hummus z fasoli:
-puszka białej fasoli (można ugotować suchą rzecz jasna)
-ok. 1/2 kubka sezamu*
-2 duże ząbki czosnku*
-sok z cytryny (powinna wystarczyć ilość z połowy owocu)
-zimna woda
-sól
-chili
-oliwa z oliwek (lub inny olej tłoczony na zimno - najlepiej lniany, podobno z pestek dyni jest również godny polecenia)
-garść oliwek (można nie dodawać, ja chciałam nieco zmienić smak)
Fasolę podgrzać wraz z zalewą, odcedzić. Można ostatecznie tego nie robić, ale ciepła lepiej się miksuje.
Sezam uprażyć na suchej patelni na złoto stale mieszając (przypalony nabiera goryczy!)
Uprażony sezam przełożyć do naczynia, posolić i zmiksować na proszek. Dodać odsączoną fasolę, czosnek, sok z cytryny, oliwki i miksować*, aż wszystkie składniki połączą się. Masa będzie bardzo gęsta - rozrzedzamy wodą (im zimniejsza, tym lepiej) do pożądanej konsystencji. Na koniec dodać mały chlust oliwy i szczyptę chili i miksować jeszcze kilka chwil.
Przełożyć do naczynia, polać oliwą (koniecznie!), posypać chili* (niekoniecznie...) - tym ostatnim można posypać połowę pasty.
*Oczywiście hummus DIY!
*Oryginalnie dodaje się pastę sezamową - tahinę. Nie wiem jak smakuje tahina ze sklepu - nigdy w życiu takiej nie kupiłam. Ale z pewnością nie umywa się smakiem i aromatem do świeżo prażonego i zmiksowanego z solą sezamu. Cenowo sezam też jest bardzo konkurencyjny :)
*Nie wyciskam czosnku przez praskę - zbyt duże straty. Tarkuję go na małych "łezkach", reszty dokonuje mikser.
*Wysoki, kielichowy blender może nie dać rady tak gęstej masie. Zazwyczaj używam płaską michę z długimi nożami, ale dziś specjalnie miksowałam "żyrafą" i, jak widać, efekt jest mocno zadowalający.
*Muszę mieć chili na (i w) hummusie. I żaden cayenne się nie umywa!
A tu hummus klasyczny, ciecierzycowy, bez specjalnych dodatków smakowych, za to podczas miłej lektury.
Też czytacie podczas śniadania...? :)
Florence and The Machine
"What kind of man"
ostatnio (obok Eda Sheerana 'I see fire') mam jazdę na to
A jak mam jazdę, to niczego innego nie słucham...
A jak mam jazdę, to niczego innego nie słucham...