Zobaczymy ile to moje Młodsze Szczęście wytrwa - wszak to nagły impuls - może być, że słomiany ogień - błyśnie i zgaśnie. Może jednak coś z tego będzie..?
Sałatkę zrobiłam, gdyż Młoda nie chciała pasztetu z pestek słonecznika, ani żadnych past na kanapki (gardzi!), a w misie na stole kuchennym przejrzewały własnie 2 banany, jakieś jabłka, winogrona i inne owoce.
Sałatka wygląda tak:
Potrzebne będą:
- 2 przejrzałe banany
- 1 dojrzałe jabłko
- 1 śliwka
- garść winogron
- 1 łyżka ananasa z puszki (akurat była w lodówce napoczęta)
- mandarynka (moja okazała się zbyt przejrzała, wręcz zdrewniała, więc nie użyłam tym razem)
- kawalątek gorzkiej czekolady
- łyżeczka sezamu
Jabłka i banany obrać. Owoce pestkowe pozbawić pestek - winogrona oszczędziłam... Wszystkie owoce pokroić w niezbyt małą (ale i niezbyt dużą) kostkę i wymieszać w misce. Można dodać kilka łyżek sosu z ananasa. Posypać utartą drobno gorzką czekoladą (przełamuje te wszystkie słodkości i kwaśności) i płaską łyżeczką sezamu (wapń z sezamu wspaniale wchłania się w towarzystwie wit.C z owoców)
A tu wspomniany wcześniej film (wrzucałam kiedyś na fejsbukowy fanpejdż), który naprawdę warto obejrzeć - świetnie zmontowany, krótkie, treściwe relacje ludzi, którzy ideę weganizmu realizują w swoim życiu starając się propagować ją w ten sposób w społeczeństwie.
BTW - prowadzenie restauracji wegańskiej tudzież wegańskiego (bez używania obornika na ten przykład) gospodarstwa ogrodniczego - któreś z tych dwóch marzeń kiedyś zrealizuję... ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz