Pasta z fasoli Jaś, jak wiele wegańskich past, jest niedroga, a ta konkretnie nie wymaga specjalnych, mechanicznych i kosztownych urządzeń. Ot, wystarczy garnek i drewniany tłuczek do ziemniaków (dla tych co nie wiedzą: tłuczek wygląda trochę jak berło, tudzież pałka kuchenna do robienia ciast i lukru, tylko część do gniecenia warzyw jest płaska).
Korzystałam z tego przepisu, znajdującego się na poprzednim blogu autorki Sojaturobie.
W przepisie właściwie zmieniłam tylko jedno - na koniec nie polałam pasty olejem - mimo że lubię tłuste potrawy, ta pasta, taka jaka jest całkiem mi wystarcza. Owszem, hummus traktuję oliwą lub olejem lnianym, ale tutaj każdy olej tłoczony na zimno zmieniłby niepotrzebnie smak, a zwykły rafinowany jakoś mi nie pasował. Jedyny olej, który użyłam, to ten od smażenia cebuli. Oczywiście każdy niech robi jak mu smakuje. Wyszło jak widać. Smakuje wyśmienicie. Robi się tak:
W przepisie właściwie zmieniłam tylko jedno - na koniec nie polałam pasty olejem - mimo że lubię tłuste potrawy, ta pasta, taka jaka jest całkiem mi wystarcza. Owszem, hummus traktuję oliwą lub olejem lnianym, ale tutaj każdy olej tłoczony na zimno zmieniłby niepotrzebnie smak, a zwykły rafinowany jakoś mi nie pasował. Jedyny olej, który użyłam, to ten od smażenia cebuli. Oczywiście każdy niech robi jak mu smakuje. Wyszło jak widać. Smakuje wyśmienicie. Robi się tak:
- ugotowana fasola Jaś (hmmm...tak z półtorej szklanki gotowej - lub dwie)
- woda lub wywar z gotowania fasoli
- 2 duże pokrojone dość drobno cebule
- sól, pieprz, majeranek (wszystkiego dość dużo użyłam)
- szczypta czosnku granulowanego - tak tylko dla złamania smaku
- pół utartego drobno jabłka
- olej do smażenia cebuli - ok.5 łyżek
Cebulę posolić i zrumienić na oleju, na wolnym ogniu - bardzo ważne jest, żeby płomień był mały i cały proces brązowienia cebuli był dość powolny. Użycie soli w tym momencie też jest na miejscu - sól wyciąga płyny z cebuli pomagając jej nabrać ładnego koloru. Pod koniec smażenia dodać pieprz. Zrumienioną cebulę dodać do garnka z odsączoną, najlepiej jeszcze gorącą fasolą, wraz z utartym jabłkiem i majerankiem. Pewnie będzie też trzeba dodac nieco płynu. Rozgniatać i mieszać wszystko energicznie tłuczkiem. Jeśli masa jest zbyt chłodna, mieszać podgrzewając chwilkę na wolnym ogniu. Dosmaczyć ewentualnie ww przyprawami. Przełożyć do słoika. Smalec najlepiej smakuje schłodzony w tradycyjnym zestawieniu z chlebem razowym i ogórkiem kiszonym.
A tu wersja kanapki do pracy.
I ja - tak mniej więcej wyglądam gdy pomykam na zakład.
Kicia zaś tęsknie wygląda za mną przez okno.
Jestem fanką Twojej urody :)
OdpowiedzUsuńnie dla podziwu fotki wrzucam, bo sama sie soba nie zachwycam
Usuńale milo czytac
dzieki ;)
omatko, przeglądanie blogów wieczorem kończy się źle. mam ochotę na ten smalec NATYCHMIAST. dziękuję, może dotrwam do jutra :)
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki zatem! ;)
UsuńWspaniały przepis, ale prawdziwą doskonałość osiąga przy uzupełnieniu o garstkę smażonego mocno wędzonego boczku, palce lizać, Polecam
OdpowiedzUsuńweganska wersja przepisu nie przewiduje uzycia tego skladnika
Usuń