piątek, 17 maja 2013

Książki, zwierzaki, zupa i widok z okna




Nie mam czasu dziś - muffinki na jutrzejsze spotkanie wege blogerów pieką się właśnie. Zaraz też wybywam nawiedzić koleżankę z uszkodzoną kończyną dolną -  to już doprawdy jakaś epidemia! Dziś będzie więc mało słów. Mało też słów o jedzeniu. Za to sporo zdjęć różnych.
Poniżej zdobycze z mojej lokalnej biblioteki - pisałam już o regale z bezpłatnymi książkami. Cieszę się z nich bardzo. Z każdej kolejnej dostawy. Choć nie zawsze jest w czym wybierać. Martwię się tylko tym, że książek wciąż przybywa, a na kolejny regał nie mam już za bardzo miejsca...





Od prawej: pesto, 2x hummus, reszta tortu (fotka sprzed 2 dni o ile pamiętam)


Do sklepu jeżdżę na rowerze - ok. 1,5km - miła przejażdżka, powiem Wam. Gorzej z drogą powrotną, kiedy plecak waży już trochę. Tu nie wydaje się wypakowany

...ale to wszystko w nim było


"Pieść mnie!"

"No pieść!Proszę!Proszę!Proszę!"

"Tu też mnie pieść..."

W drugim planie kawałek mnie sprzed lat ;)


Łóżko Kiciusia ;)




Poniżej kluseczki jaglane z bloga Lakto Owo Sometimes z sosem pieczarkowym ze śmietaną słonecznikową+domieszana rukola po wyłączeniu ognia - pycha! - pomysł podrzucony na facebooku od autorki zamiast notesu


Czerwona kapusta od wegan - ja bym jakoś dosmaczyła to danie ale nie miałam weny

oraz przegenialna zupa od I can't believe it's vegan - u mnie dodatkowo z czosnkiem, czerwoną fasolą zamiast czarnej, łyżką ostrej pasty paprykowej (słoik na zdjęciu) i sosem sojowym.
Przepyszna! Jadłam wczoraj na obiad z dokładką i dziś resztę na 2 śniadanie.
Słońce nie pozwoliło na lepszą fotkę

15km od centrum Warszawy takie widoki rozległe z kuchennego okna -
no sami powiedzcie, czyż nie przyjemnie tu jadać śniadania... ?
I to słońce...!


na deser Chassis - nie znałam, a często słyszę w Antyradio ten kawałek
Fajne to...


czwartek, 16 maja 2013

Weganka na diecie - kilka słów wyjaśnienia

W komentarzach spotkałam się z krytyką diety niełączenia oraz dostaję zalecenia - mniej jeść, więcej ruchu. Dobrze, że moja dieta wzbudza kontrowersje, bo zamiast stosować ją z biegu, postanowiłam wgłębić się w temat - mam nadzieję, że z pożytkiem dla siebie i czytelników bloga. A zatem zacznijmy jeszcze raz:

1. Dlaczego postanowiłam zrzucić zbędne kilogramy stosując dietę, a nie zwiększając wydatkowanie energii poprzez ruch?
O wiele bardziej wolałabym biegać czy robić dalekie wycieczki rowerowe, lub chociażby uprawiać szybkie marsze, ale od kilku miesięcy mam ograniczone możliwości ruchowe - nie mogę zbyt dużo i szybko chodzić nie mówiąc o bieganiu. Rower owszem, ale niezbyt forsownie i niezbyt długo, czyli żeby nie pogorszyć swojego stanu, jeżdżąc na rowerze nawet się nie zgrzeję.Chodzę powoli niekiedy pomagając sobie kulą. Z większości ćwiczeń mogę robić w zasadzie tylko brzuszki (proste i skośne). I to by było tyle jeśli chodzi o moje spalanie...

2.Dlaczego postanowiłam nie łączyć w diecie białka z węglowodanami?
Ponieważ inne enzymy są potrzebne, żeby trawić węglowodany, a inne żeby trawić białka, to kiedy jedne i drugie enzymy mieszają, spowalniają proces trawienia. A ja chcę go przyspieszyć na początku (zawsze byłam dość smukła - teraz się rozbyłam i nie mam się w co ubrać :-p )

3. Czy to zdrowe?
Dowiadywałam się - w czasie, kiedy chcę tę metodę stosować nie wyrządzi ona mojemu organizmowi żadnej szkody. Tekst poniżej dał mi jednak do myślenia.

Porada dietetyka z www.wegemaluch.pl : To fakt, że białka są trawione w środowisku kwaśnym, a węglowodany w zasadowym. Nie wdając się w szczegóły, wygląda to mniej więcej tak: rozkład białek zachodzi w żołądku, pod wpływem enzymów proteolitycznych, które działają w kwaśnym środowisku, natomiast rozkład węglowodanów zachodzi pod wpływem enzymów amylolitycznych, które działają w środowisku obojętnym lub zasadowym, w jamie ustnej, jelicie cienkim i dwunastnicy. Zatem ludzki układ pokarmowy radzi sobie bardzo dobrze z trawieniem różnych makroskładników ponieważ rozdziela je na frakcje, które rozkładane są w różnych jego odcinkach. Człowiek jest stworzeniem wszystkożernym, ewolucja przystosowała nas tak, że możemy jeść różne produkty, o różnym składzie, w dowolnych konfiguracjach  (cały artykuł TUTAJ)

jednak w prezentacji dr Małgorzaty Desmond przeczytałam:
"Amerykańskie Stowarzyszenie Dietetyków: komplementarne białka nie muszą być spożywane w trakcie jednego posiłku, a różne rodzaje aminokwasów, dostarczone z pożywienie w ciągu całego dnia, zapewniają odpowiedni bilans azotowy u ludzi zdrowych. Celowe łączenie różnych produktów zawierających 
komplementarne białka nie jest konieczne. U dzieci -< 6h odstępu" (cała prezentacja TUTAJ)

Czyli, jeżeli chcę, mogę nie łączyć w jednym posiłku białek z węglowodanami, tylko występuje pytanie czy jest to uzasadnione i warte zachodu... 
Prawdą jest, że czuję się lżej po posiłku w ten sposób skomponowanym mimo iż nie ograniczam ilości spożywanych dań, tylko ich jakość właśnie.

4.Co jem w trakcie diety?
Dotychczas:


  • jabłka
  • banany
  • mandarynki
  • pomarańcze
  • orzechy
  • ziarno słonecznika
  • olej lniany
  • sezam
  • cieciorkę
  • pomidory
  • ogórki kiszone
  • cebula 
  • cebula czerwona
  • czosnek
  • szczypior
  • cukinia
  • bakłażan
  • fasola szparagowa
  • brokuły
  • kalafior
  • marchewka (surowa i gotowana)
  • sałata masłowa
  • sałata lodowa natka pietruszki
  • papryka (surowa, smażona i pieczona)
  • kasza jaglana
  • mleko sojowe (wzbogacane)
  • płatki owsiane
  • płatki żytnie
  • płatki orkiszowe
  • rodzynki
  • migdały
  • makaron pełnoziarnisty
  • szpinak
  • rukola
  • pieczarki
  • pomidory z puszki
  • kiełki fasoli mung
  • siemię lniane
  • chleb razowy
  • młoda kapusta
  • koperek
  • oliwki
  • woda z cytryną (dużo)
  • herbaty ziołowe
  • kawa rozpuszczalna (1-2 dziennie)
  • sos sojowy
  • ocet winny
  • +przyprawy i takie tam...
  • ufff...!

To chyba sporo jak na niespełna tydzień i chyba nikt nie powie, że moja dieta nie jest urozmaicona. Nie ograniczam wielkości porcji - jem do syta, a nawet więcej ;) Faktem jest, ze w kilka dni po rozpoczęciu diety przestałam odczuwać dokuczliwy głód. Bardzo prawdopodobne, że IG spożywanych potraw jest prawidłowy, ilość wody, którą wypijam niweluje uczucie niepotrzebnego apetytu (bo wcześniej częściej czułam apetyt niż głód), a i błonnika, który daje uczucie sytości przecież jest więcej niż poprzednio.

Zrezygnowałam z:

  • cukru (kiedyś 4 do 8 łyżeczek dziennie - a w zasadzie szufelek, takich, które mieszkają w cukiernicy)
  • słodyczy
  • smakowego mleka sojowego - piekielnie słodkie!
  • mocnej, mielonej kawy
  • białego ryżu
  • kaszy manny
  • kuskusu
  • białej mąki i przetworów z niej
  • dżemów
  • frytek
  • czipsów

itp.

Ograniczyłam znacznie spożycie:

  • kotletów
  • ziemniaków z sosami
  • zasmażek
  • oleju rafinowanego - tylko minimalna ilość do podsmażania cebuli
  • domowych słodkich wypieków - tylko w ograniczonej ilości w niedzielę

TUTAJ jeszcze jeden ciekawy artykuł dr Agnieszki Biernat na temat zdrowego i niezdrowego odżywiania dietą roślinną.

Myślę, że rozwiałam wszelkie wątpliwości. Dzięki pytaniom i krytyce sama zgłębiłam temat i niekoniecznie namawiam na oddzielne spożywanie posiłku białek i węglowodanów. Takie rozdzielenie nie szkodzi przyswajaniu kompletnych białek, ale najprawdopodobniej ma niewielki wpływ na odchudzanie. Chociaż, jak pisałam, ja jedząc w taki sposób czuję się lepiej, ale to może być indywidualna reakcja mojego organizmu.


Poniżej dzisiejsze śniadanie - dwie kanapki na razowym pieczywie - jedna z pesto, druga ze śmietaną słonecznikową, na to pomidor+ kawa rozpuszczalna z mlekiem sojowym (to Alpro jest niesamowite w smaku doprawdy!)








A tu wczorajszy przegenialny obiad - pieczone warzywa (pomysł znalazłam u anka-weganka) z hummusem (z bloga Jadłonomia - wrzucałam tu na Wielkanoc chyba) oraz pesto z rukoli i pestek słonecznika - mówiłam, że będzie rukola, prawda...? ;)
To się chyba nazywa Niebo W Gębie. :) Cukinia i bakłażan w plastrach, czerwone małe cebulki w ćwiartkach, papryka w paseczkach+sól, czosnek granulowany, zioła prowansalskie i tymianek. Piekłam na 200st. aż do mocnego przypieczenia.






Tu pesto z rukoli jako danie główne z makaronem pełnoziarnistym i suszonymi pomidorami z zalewy






Poniżej śniadania - pierwsze i drugie

Sałata masłowa, rukola, suszone pomidory z zalewy, oliwki, sok z cytryny


...oraz jakaś przegryzka sprzed 2 dni chyba


a także późna kolacja

Pozostała w lodówce chińszczyzna z pesto
Ale połączenie, co... ;)
kiepska fota, bo wieczór był. A właściwie noc już.

W międzyczasie również kasza jaglana z jabłkiem i cynamonem, kanapka z pesto i coś tam jeszcze, ale fotek brak, niestety.

A to użytkownicy facebooka widzieli już - dzisiejsza poranna kawa (rozpuszczalna z mlekiem sojowym Alpro - pycha!) oraz  Zeszyty Praw Zwierząt - mogłam je sobie wziąć na wczorajszym wykładzie. Całą drogę powrotną czytałam.Właściwie próbowałam czytać, bo po każdej niemal linijce miałam tyle przemyśleń, że co chwila zawieszałam się dumając nad tekstem. Polecam zajrzeć na http://zeszytyprawzwierzat.org.pl/ - bardzo uświadamiająca lektura.







poniedziałek, 13 maja 2013

Weganka na diecie - kilka fotek

Po dzisiejszym wywiadzie z Patrikiem Baboumianem i Emilem Stanisławskim w TVP Info (pani dziennikarka miała tak nikłą wiedzę na temat weganizmu, jak zapewne znakomita część społeczeństwa ) myślę sobie, że mięsożercy wezmą mnie za niezłą ekstremistkę - nie dość że jako weganka wcina tylko trawę i korzonki, to jeszcze postanowiła się wegańsko odchudzać. Waryjatka pewnie jakaś...! Pewnie teraz będzie się żywić głównie powietrzem ;)
O, co to, to nie! Wegańskie odchudzanie to po prostu zdrowsza wersja weganizmu, tak jak dieta, dajmy na to śródziemnomorska, jest zdrowszą wersją tradycyjnego sposobu odżywiania.
Zawzięłam się i mam już pierwsze efekty - 2 kg. mniej :)  Pewnie póki co to głównie płyny, tak czytam, ale jednak przyjemniej wejść na wagę :) No i po ciuchach też widzę, że luźniej tu i ówdzie. Dobry początek, nie ma co :) Powiem Wam, że dodaje to motywacji. Zdarzyło mi się być w sytuacji towarzyskiej i podjadałam tylko surową marchewkę (3 garście) oraz melona (3 kawałki). Gdy zdarzy się, że jestem głodna późno w nocy, zjadam 4-5 migdałów, popijam wodą z cytryną, albo miętą i wystarczy. Tzn nie jestem najedzona, (no skąd?!) ale ten najsilniejszy głód opanuję i mogę spokojnie iść spać.
Staram się też w jednym posiłku nie łączyć, tak na wszelki wypadek, choć nie zawsze to mi się udaje (wena mnie poniosła przy chińszczyźnie...) strączkowych oraz kasz tudzież mącznych (makarony na ten przykład) - ot, taka sobie dieta rozdzielna mojego pomysłu. Nie wiem co na to dietetycy i czy na dłużą metę byłoby to zdrowe, ale na kilka tygodni, czy nawet krótkich miesięcy, myślę że nie zaszkodzi.

Cóż zatem jadam? To co widać - warzywa gotowane na parze z winegretem na oleju lnianym (może być oliwa z oliwek) z plasterkami świeżego czosnku, sezamem i prażonym słonecznikiem:




Warzywa na parze z makaronem pełnoziarnistym (preferuję makarony z mąki makaronowej durum, nie te ze zwykłej - mają lepsze IG) z sosem pomidorowym z bakłażanami:

Sos pomidorowy z bakłażanami: podsmażyć 2 posiekane cebule na łyżce oleju, dodać czosnek w plasterkach, szczyptę cynamonu, a po chwili puszkę pomidorów w kawałkach. Gdy zawrze posolić i dodać pół bakłażana pokrojonego w ćwierćplasterki (pisze się to razem czy osobno? Podświetla mi na czerwono, a "półplasterki" nie podświetla...) i posolić. Dusić aż bakłażan będzie gotowy. Ja dodałam jeszcze 1/2 łyżeczki piekielnie ostrej Pasty Węgierskiej firmy Rolnik, ale może być tabasco, lub po prostu mielone chili.



Chińszczyzna na bogato z pszennym makaronem pełnoziarnistym:

Chińszczyzna na bogato:

  • 3 małe cebule pokrojone w piórka
  • 4 ząbki czosnku w plasterkach
  • 1 kawałek imbiru wielkości kciuka utarty na małych oczkach
  • szczypta cynamonu
  • 1 papryka zielona pokrojona w paseczki
  • 1 papryka czerwona pokrojona w paseczki
  • ew. 1-2 ostre papryczki pokrojone w plasterki
  • 1 marchewka w półplasterkach 
  • 1 duża garść kiełków fasoli mung
  • 1 łyżka ugotowanej drobnej fasolki
  • 6 pokrojonych pieczarek
  • 1/2 opakowania ugotowanych na parze warzyw (u mnie fasolki z marchewką - zostało z poprzedniego dnia)
  • sos sojowy
  • ocet winny (najlepiej ryżowy)
  • ew.olej sezamowy
W daniach a la azjatyckich bardzo ważne jest, aby wszystkie składniki były najpierw przygotowane - umyte i pokrojone, jeśli trzeba. To najżmudniejsza część pracy, potem to już wszystko idzie piorunem.
Na patelni na 2 łyżkach oleju (niestety, bez tego się nie obejdzie) podsmażamy  (na dużym płomieniu) cebulę, gdy zacznie się rumienić dodać czosnek i imbir oraz cynamon, a po chwili dodać marchewkę i papryki - smażyć kilka minut (tak ze 3-4), dodając do smaku sos sojowy. Następnie dodać pieczarki, a po kolejnych 3-4 minutach kiełki, ugotowaną fasolkę i warzywa na parze oraz ocet, tak ze 2-3 łyżki, bez obaw, warzyw jest sporo, rozejdzie się - smażyć mieszając kolejne 3 minutki. Można ewentualnie dodać sól, ale nie jest to niezbędne.
Wyszła strasznie duża ilość warzywnego dania - będzie na jutro...

A tu moje śniadania, tudzież kolacje:


Śniadanie:sałata z winegretem czosnkowym
 i prażonym słonecznikiem+banany

Śniadanie - wiadomo...

Kasza jaglana na 2 sposoby:po lewej z tym pikantnym sosem bakłażanowym,
po prawej z bananem, cynamonem i sezamem.
Jakoś tak mi się na stare lata porobiło, że nie lubię słodkich śniadań,
zawsze najpierw muszę zjeść coś "na słono".

Kasza jaglana z rozgniecionymi widelcem
bananami wygląda tak właśnie
Ale smaczna, mówię Wam...!
Oczywiście jako drugie danie, po tym pikantnym... ;)

Muzyka taka dosyć pozytywnie nastrajająca.
Lubicie Jamiroquai?


niedziela, 12 maja 2013

Wegański tort urodzinowy

Wykonanie tortu wegańskiego chodziło już za mną dawno, ale jakoś tak zawsze byłam pełna lęków i fobii, no bo tort to w ogóle wielka sprawa, a jeszcze wegański... Dziś jednak wzięłam się w karby i mimo piętrowej migreny (to moja zmora, a przy odchudzaniu jeszcze bardziej prawdopodobna - wytapiają się wszystkie toksyny ze zwałów tłuszczu i ból głowy to częsty objaw) postanowiłam stawić czoła obawom i zmajstrowałam takie cudo. W końcu okazja nie byle jaka - urodziny mojego męża... :) Według mnie mogłabym go (tort rzecz jasna, nie małżonka!) w kolejnej wersji dopracować, bo może trochę zbyt słodki, a ciasto nieco mi się zwęgliło bokami (migrenę chciałam przeleżeć i nie usłyszałam budzika, tak to jest niestety, ale obcięłam niechlubne kawałki i w sumie jest OK). Jubilat jednak, córki oraz koleżanki, które poczęstowałam przy okazji (bo się nadarzyła, a tu trzeba rozdać trochę tych kalorii przecież) , wszyscy raczej wykazywali przychylność w ocenach, a nawet zachwyt (tak tak), więc chyba jednak się udał ten tort.
Tak się ostatnio rozpisywałam o diecie, a tutaj tort... Ale bez obaw - cały dzień jadłam warzywa oraz owoce i makaron pełnoziarnisty, a koło 18.00 zjadłam jeden niewielki kawałek tortu (trudno nie zjeść przecież!) i już nic. Nawet lodów ryżowych, które sobie obiecałam wcześniej na dziś. No, tylko kawa bez cukru.
Przepis jest z bloga matki weganki (znajdziecie go tutaj TUTAJ - rozejrzyjcie się tam, ciekawie bardzo) - to chyba jej blog, oraz I cant believe it's vegan (oj, i tu ciekawie bardzo), najbardziej przypadły mi do serca przed rokiem - ta prostota wypowiedzi autorek, łatwe przepisy i zwyczajne, domowe zdjęcia potraw oraz codzienności wegańskiej spowodowały, że odważyłam się założyć i prowadzić swój blog. Później oczywiście pojawiły się inne inspirujące mnie blogi (nie będę tu wszystkich wymieniać, bo zbyt długo - wszystkie one i wiele innych są na pasku po prawej stronie). Początkowo Weganizm Udomowiony to miała być internetowa książka kucharska - chciałam pisać, żeby pamiętać przepisy, żeby łatwiej było wytrwać w weganizmie gotując również dla mięsożerców, bo różnie z tym bywało, niestety. Miało to wyglądać tak -  jeden post to jeden przepis, ale ostatnio skłaniam się ku pisaniu również o sobie, o tym co przeżywam, czasem się pożalę, albo podzielę radością, dorzucę jakieś przemyślenia na ten lub inny temat - taka jakaś wewnętrzna potrzeba - musicie to jakoś przetrwać w moim wykonaniu ;)
Ale, ale - o torcie miało być, a ja tu się wynurzam...





Ciasto:
  • 2 szklanki mąki pszennej
  • szklanka cukru (opcjonalnie możemy dać mniej lub więcej)
  • 3 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1 szklanka wody gazowanej (w oryginale było mleko sojowe, ale jedno z moich dzieci jest na soję uczulone - pisałam nie raz chyba)
  • 3 łyżki soku z cytryny
  • 3 łyżki kakako
  • szczypta soli
  • 2 torebki cukru waniliowego
  • ½ szklanki oleju roślinnego
Wymieszać suche składniki, dodać mokre i zmiksować porządnie. Odstawić na około kwadrans. Piec w temp. 180st. (ja na termoobiegu piekłam) i nie zasypiać w trakcie pieczenia, bo potem trzeba się głowić jak tu ciasto ratować... ;-p
Ciasto wystudzić zupełnie, pokroić na 3 placki  - 2 dolne nasączyć (tu sok jabłkowy z kartonu), posmarować dżemem (u mnie porzeczkowy), na dżem położyć np. pokrojone w plasterki banany (tudzież inne owoce, wiadomo...) i przełożyć bitą śmietaną kokosową.
Bita śmietana kokosowa:
  • 2 puszki mleka kokosowego wcześniej schłodzone w lodówce - w oryginale autorka poleca dobę, mnie wystarczyły 3 godziny, ale oczywiście im więcej tym lepiej - pewnie lepiej by się rozdzieliła biała masa od płynu
  • 3/4 szklanki cukru pudru
  • 1 torebkę cukru waniliowego
  • 2 śmietan-fixy, dla utrzymania sztywności śmietany
Stałą część mleka z obu puszek przełożyć do naczynia (uważając aby nie wlać części wodnistej, która jest na dnie), dodać cukier puder i waniliowy i ubijać aż do uzyskania puszystej śmietany, wsypać śmietan-fixy i ubijać jeszcze chwilę. Na koniec odstawić do lodówki.
Gdy ciasto juz wystudzone przełożyć tym co wymieniłam wcześniej. Można ozdobić owocami, jak w oryginale, albo utartą czekoladą, bananami i dżemem, jak u mnie.
Cyferki wycięłam z papieru, położyłam na torcie i obsypałam czekoladą. Oczywiście papier po wszystkim usunęłam ;)
Tort czekał na jubilata w lodówce 



A potem zjedliśmy go popijając kawą i herbatą
Jemy

I jeszcze jedna fotka


M. zażyczył sobie taką piosenkę na blogu, gdyż ma sentyment do wykonawców oraz autorki tekstu


I to tyle na dziś

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...